Czasem mam po prostu dość i chcę się odprężyć. Mam wtedy ochotę na coś prostego ale nie prostackiego. Jasne, że świetnie jest zanurzyć się w skomplikowanej historii z mnóstwem postaci, problemów psychologicznych czy twistów fabularnych. Ale nadchodzi moment gdy trzeba od tego odsapnąć. Wtedy na ratunek przychodzą takie tytuły jak Ni No Kuni 2. I powiem krótko – jest to ratunek prosty, piękny i jakże grywalny!
Właściwie jedno słowo ciśnie mi się na usta gdy myślę o drugiej części Ni No Kuni – i jest to – urzekający. Bo w tym przypadku gramy właściwie w interaktywną baśń – ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Jasne, że postacie są proste i ledwie zarysowane. Jasne, że to opowiedziana po raz n-ty historia walki ze złem. Tylko to wszystko działa – a przynajmniej zadziałało na mnie. Od takich gier oczekuję jednego – tego by mnie urzekły oraz oczywiście frajdy. Tu dostałem jedno i drugie prawie od razu. Niby jest prosto ale świat jest po bajkowemu piękny, a kolejne zadania poboczne, czy rozbudowanie królestwa sprawiały mi samą przyjemność. To samo jeśli chodzi o klepanie po twarzach kolejnych monstrów. Wszystko jest tu podane tak, że z bardzo prostych składników dostajemy bardzo smaczne danie. To nie jest gra dla maniaków kombinowania, rozbudowanych strategii czy głowienia się nad tym jak ugryźć danego bossa. Jedyny moment, w którym dostałem manto to opcjonalni przeciwnicy, ale i ci padali jak muchy, gdy tylko udało się dobrać lepszy ekwipunek i podskoczyć o kilka poziomów.
Ni No Kuni 2 to dla mnie wyprawa w krainę relaksu i spokoju. To taka baśń w starym stylu z gatunku tych, które czytywała wam babcia. Kraina gdzie bohater jest naprawdę bohaterem, a zły czarownik jest po prostu zły. Może dopada mnie po prostu starość ale w takim rozwiązaniu widzę po prostu świetną odskocznię od problemów dnia powszedniego. Nie wiem, jak wy, ale ja to jak najbardziej kupuję. Proste jest piękne!