Na początku lat siedemdziesiątych północna część Sunnyvale stała się bardzo modnym zakątkiem dla branży elektronicznej rozrywki.

Zresztą cały region miał duże ambicje, co przejawiało się choćby w nazwach nadawanych ulic. Było tu i Bordeaux, Gibraltar, Java, no i najważniejsza z nich wszystkich, mityczna Borregas Avenue. To tam zaczęło się wszystko, co ważne.

W niedzielę rano Sunnyvale pachniało jaśminem. Gdy wyruszałem z hotelu na północ miasta, po niebie snuły się chmury burzowe, tyle że one w Kalifornii często wyglądają inaczej niż u nas – są podszyte purpurą, płyną też w różnych kierunkach, niczym kolejne tła gry wideo.

Do Moffet Park prowadzi Mathilda Avenue, szeroka promenada. Jadąc na południe, można dotrzeć do słynnej siedziby Apple przy ulicy o wielce wymownej nazwie Infinite Loop. W weekendy za dnia Sunnyvale wygląda jak pustynia. Szedłem poboczem, tylko co jakiś czas mijany przez szemrzący cicho samochód. Ani żywego ducha, choćby stróża pilnującego któregoś z budynków. Wszedłem na wiadukt nad autostradą prowadzącą z San Francisco do San Jose. Spojrzałem na zachód i spróbowałem sobie wyobrazić jak każdego dnia rano przyjeżdżał z tego kierunku dyrektor generalny Atari Ray Kassar.

Przy jednopiętrowym, rustykalnym Sheratonie trzeba skręcić w prawo, mijając Bordeaux Avenue, by dotrzeć do wrót legendy. Pierwszym zaskoczeniem było, że ten teoretycznie niemodny rejon rozwija się na nowo. Na rogu Borregas Avenue wyrasta okazały biurowiec, obok budowane są dwa kolejne. Wygląda na to, że okolica otrzymała wsparcie. Nawet zrobiono porządny chodnik, przewidując, że będą tędy zmierzać do swego kieratu pracownicy biurowi.

Zmierzam wprost pod numer 1265. To po lewej stronie ulicy. Z daleka widać biały jednopiętrowy budynek z mocnymi betonowymi filarami wzmacniającymi fasadę i jeszcze masywniejszym dachem, zupełnie jakby ktoś obawiał się ataku z powietrza. Dzisiaj się już tak nie buduje w Sunnyvale. Powstające w Moffat Park biurowce mają szklane fasady i często fikuśne kształty, a to wygląda na wzmocnione pudełko zapałek.

Budynek stał całkowicie opuszczony. Nie było nawet stróża, a jedynie ostrzeżenie, by niczego nie dotykać, bo może się uruchomić alarm. Potwierdza się to, co mówił w wywiadzie do Pixela #06 Jeff Burton – że w środku na piętrze nie było pokoi, lecz otwarta przestrzeń, w której stanowiska były odseparowane jedynie ściankami działowymi. Patrzyłem przez szybę na słynne schody, po których codziennie wdrapywał się Ray Kassar, wzbudzając żarty pracowników.