To zabawne, gdy wiemy, że Netflix czuje, że już konkuruje z grami.
Streaming jest jednym z ważniejszych słów, jakich będziemy używać w odniesieniu do nadchodzącej (a częściowo także obecnej) generacji konsol – dla wielu firm wykonywanie znacznej części obliczeń po stronie serwera zamiast obciążania sprzętu użytkownika jest przyszłością gier. Google eksperymentował na jesieni z Assassin’s Creed, firmy takie, jak Amazon przebąkują, że przygotowują podobne projekty, Microsoft jednak zdaje się gnać naprzód.
Wedle plotek gigant z Redmond zamierza wypuścić w tym roku nową wersję Xboxa One nastawioną na streamowanie i rozpocząć testy bazującej na serwerach Azure usługi streamingowej do gier, a to tylko wstęp do następnej generacji konsol, w której obok pełnoprawnego Xboxa Two (76? 1024? 910? Z Microsoftem nigdy nie wiadomo) dostaniemy także „lżejszą”, tańszą wersję konsoli, która będzie wykonywać jedynie część obliczeń niezbędnych, by wyeliminować lagi, zdając się w większości na streaming.
Oferta ta oznacza oczywiście, że musimy mieć odpowiednio dobre połączenie z siecią, by faktycznie przyjmować usługę streamingową od Microsoftu, jednak przynajmniej w Polsce, gdzie szybki Internet jest relatywnie tani, wydaje się być to całkiem atrakcyjną opcją. Pytanie brzmi, czy i kiedy zobaczymy „Netflixa dla gier”, jak w Redmond nazywa się nieoficjalnie Xboxowy streaming, w Europie – Google póki co ogranicza swoje testy do Ameryki, można się spodziewać, że także konkurencja zacznie od tego kontynentu.
Przewagą Microsoftu nad innymi graczami na rynku jest bez wątpienia ich własny katalog gier – tytuły takie jak Gears czy Forza mogą zostać uznane za odpowiedniki „oryginalnych” produkcji Netflixa. Wiąże się to jednak z dość poważną zmianą modelu korzystania z gier, przejścia od posiadania (lub udawania, że posiadamy gry, jak ma to miejsce na Steamie), do wypożyczania ich jedynie w usługach. Trudno powiedzieć, jak gracze, często przywiązani do obstawiania się pudełkami (choć sprzedaż fizyczna rok po roku kurczy się dość odczuwalnie), czy chociażby wywieszania na swoich profilach najważniejszych trofeów i osiągnięć podejdą do oferty korzystania z gier tak, jak z Netflixa czy Spotify.
Warto jednak wziąć pod uwagę jeden, potencjalnie decydujący czynnik – streaming może docelowo oznaczać otwarcie się na nowe urządzenia. Tytuły zamknięte dotychczas na konsolach mogą stać się dostępne nie tylko na PC, ale też urządzeniach mobilnych, które samodzielnie nie udźwignęłyby ciężaru obliczeń dla gier o wysokiej jakości grafiki. Łącząc ten fakt z innym – świadomością, że wielu młodych użytkowników sieci korzysta z niej właśnie na komórkach i tabletach częściej, niż na komputerach, można powiedzieć, że nawet jeśli streaming nie będzie przyszłością grania, może być jedną z dwóch jego wersji. Czas i wydajność usług pokaże, na ile ma on prawo bytu.
Ciekawe…