Znowu będzie o Wiedźminie 3. Skończyłem go (razem z dodatkami) kilka dni temu. Gra jest fantastyczna, polecam, świetnie się bawiłem, nie raz się uśmiałem rozgryzając różne smaczki i odniesienia (pop)kulturowe (a że zwracali mi znajomi uwagę na rzeczy, które przegapiłem lub których nie znałem, wiem, że jest ich znacznie więcej), żałuję, że właściwie zostało mi już tylko trochę znaków zapytania na wodach Skellige. To nie znaczy, że nie mam uwag. Po 10k znaczków napisanych w zeszłym roku nie planowałem już więcej się czepiać, ale chodzi za mną jedna myśl, co jakiś czas łypie na mnie z kąta jak zbity pies i wiem, że nie odpuści, dopóki jej nie zapiszę.
Kiedy byłem w trzeciej klasie liceum zakochałem się w poetach Młodej Polski. Przeczytałem jakąś nieprzyzwoitą dla siedemnastolatka liczbę wierszy plus wszystko, co o przełomie wieków i młodopolakach napisał Boy. Trochę mi to ówczesne zauroczenie przeszło, ale do dzisiaj mogę cytować z pamięci Kasprowicza („Słońce w niebieskim lśni krysztale, światłością stały się granity, ciemnosmreczyński las spowity w bladobłękitne, wiewne fale”), do dzisiaj zdarza mi się nucić Deszcz Jesienny Staffa na melodię, którą do niego napisałem, w końcu do dzisiaj pamiętam cytaty z Wesela Wyspiańskiego. Kiedy więc w Sercu z kamienia trafiłem na wesele do wsi Bronovitz wiedziałem, do czego tu się pije. A jeszcze jak Gerald/Witold kradnąc ubranie stwierdził „trza być w butach na weselu” byłem kupiony. Pamiętając Guślarza mówiącego w czasie Dziadów Mickiewiczem (aż sięgnąłem na półkę po zakurzone dzieła zebrane, nie, to nie są cytaty, to jest tekst napisany specjalnie do gry) poszedłem na wesele spodziewając się uczty dla ducha i ucha.
I zawiodłem się.
Może przegapiłem, może wybrane były zupełnie inne niż pamiętam (jeśli tak, poprawcie mnie!), ale skoro już naprowadzono mnie tak mocno na Wyspiańskiego (wszak opis miejsca na mapie też odwołuje się do sztuki), spodziewałem się w rozmowach z biesiadnikami dalszych nawiązań. Nie dużo, ale przecież ta sztuka to kopalnia cytatów. Idąc przez tłum weselników i przysłuchując się ich rozmowom czekałem na „Co tam panie w polityce, Nilfgardczycy trzymają się mocno?”. Nic. No to może jak zaczepię starszą kobietę pod drzewem, zrobię to słowami „Wyśta sobie jeszcze młoda”, a ona mi odpowie „jak po świętym Marcinie jagoda” (choć mojego imiennika musiałoby zastąpić coś bardziej dopasowanego do świata Wiedźmina, choćby prorok Lebioda, nawet jeśli kojarzy się raczej z Toussaint)? Nic. A może przed wskoczeniem do wody okaże się, że Witold stoi bez gaci i mówi „Pod spód nic nie wdziewam, zaraz się lepiej miewam”? Nic. „Trza by stać i walić w mordę!”? Nic. „Wyśta sobie już posiali?”? Nic. „A pan gada, gada, gada…”? Nic. „Czy to kapcan, czy to pan, na welese przyjdzie w tan”? Nic. „Ostał ci się ino sznur”? Nic. NIC.
Ba, nie dość, że nie pojawił się żaden z tych cytatów, pojawiły się po raz drugi te nieszczęsne buty, jakby w całej sztuce nie dało się znaleźć nic innego godnego uwagi. Ech, czapkę wicher niesie, róg huka po lesie.
Ciesz się z tego co wsadzili to i tak dużo za duża dla współczesnego odbiorcy!
Posądziłeś twórców scenariusza o zbytnie wyrafinowanie, by nie powiedzieć – przerafinowanie 🙂