Zrobiona na kolanie gra towarzysząca promocjom przyniosła więcej problemów niż zysków.

Miesiąc temu pisaliśmy o tym, że wyprzedaż w sklepie Epic Games zirytowała developerów, gdyż właściciele platformy bez konsultacji z twórcami postanowili dorzucić własne obniżki, także na produkty, które jeszcze nie wyszły, potencjalnie dewaluując je w oczach klientów. Dziś możemy powiedzieć, że Valve nie pozostało dłużne Epicowi i znalazło własny sposób, by zdenerwować i zaszkodzić twórcom, choć w tym wypadku głównie tym małym.

Wyścigi, w których mogą brać udział uczestnicy promocji niosą ze sobą nagrodę – członkowie zwycięskiej drużyny mają szansę wylosować, jak określiło Valve, „najbardziej pożądaną grę ze swojej wishlisty”. Problem tkwi w tym, że sformułowanie, jakiego użyli organizatorzy nie jest najlepsze, nie komunikuje bowiem jednoznacznie, że chodzi po prostu o pierwszą pozycję na naszej wishliście i że pozycje można zmieniać przesuwając w górę lub w dół, ustawiając pożądane gry w dowolnej kolejności. W rezultacie tego nieporozumienia, fani zaczęli masowo usuwać ze swoich list mniejsze tytuły by upewnić się, że jeśli wygrają dostaną coś większego, a wśród usuwanych tytułów prym wiodły mniejsze, niezależne tytuły. Choć takie porządki na listach zdarzają się całkiem regularnie, tym razem developerzy przekonują, że skala tego zjawiska jest naprawdę ogromna i nieproporcjonalna do poprzednich sytuacji tego typu.


Czemu to problem? Wishlisty stały się w ostatnich latach główną metodą zachęcania graczy do zakupu gier, szczególnie dla małych producentów. Istnieją nawet formuły pozwalające oszacować, ile z wishlist zostanie przekonwertowanych na zakup gry w momencie jej premiery i przez pierwszy miesiąc czy rok po wyjściu, które zdają się całkiem nieźle sprawdzać dla większości produkcji. Jeżeli więc nagle twórcy gry niezależnej tracą tysiąc lub więcej wishlist, może ich to potencjalnie kosztować dziesiątki tysięcy dolarów, a to całkiem odczuwalny spadek. Wielu przekonuje nawet, że „podatek” jaki pobiera Valve – 30% od sprzedaży gier sprawia, że część studiów funkcjonuje na granicy opłacalności – o tym problemie powtarzanym przez developerów wspomina zresztą Tim Sweeney, prezes Epic Games Store.

Efektywnie oznacza to, że gierka mająca być urozmaiceniem wyprzedaży stała się poważnym, odczuwalnym dla developerów problemem… ale nie tylko oni odczuli problemy z nią związane. Projektując swoją grę Valve nie przewidziało, że dając jednej z drużyn nazwę najfajniejszej psiej rasy na świecie efektywnie zachęci wszystkich do dołączenia do teamu Corgi, który wygrał trzy pierwsze dni wyprzedaży. Firma wprowadza teraz poprawki, które mają skompensować różnice w liczebności poszczególnych zespołów, jednak wszyscy, którzy nie startują pod żółtą flagą Corgi mogą czuć się poszkodowani, bo ich szansa na gry jest odczuwalnie niższa.