23 lipca 1985 roku w nowojorskim Lincoln Center odbyła się światowa premiera Amigi 1000. Zgromadzona na widowni publiczność mogła obejrzeć nie tyle suchą, techniczną prezentację, co prawdziwy spektakl – na ekranie za sceną odbywały się pokazy laserów.

Wyświetlano także projekcje generowanych przez Amigę obrazów i animacji. Oprócz obecnej na wydarzeniu orkiestry można było usłyszeć z głośników dźwięki nowego komputera: odtwarzanie zdigitalizowanych, realistycznie brzmiących instrumentów, czy syntezatora mowy ludzkiej. Całe przedstawienie prowadził Bob Pariseau – szef oprogramowania Amigi, który znakomicie odnajdywał się w roli konferansjera.

„The Amiga computer – we’ve lived our dream, and seen it come to life. Now it’s your turn”

– takimi słowami Bob poprzedził moment, w którym na scenę wjechał stół, na którym postawiona była Amiga 1000. Całe show z dzisiejszej perspektywy przypomina słynne keynote’y w wykonaniu Steve’a Jobsa. W przedstawieniu udział wzięli także Andy Warhol oraz wokalistka zespołu Blondie, Debbie Harry.

RJ Mical wspomina moment, w którym Andy Warhol bawił się zdigitalizowanym zdjęciem Debbie na ekranie Amigi, twierdząc, że niewiele brakowało, żeby doszło do wielkiej klapy. Program GraphiCraft, którego używano na prezentacji, był oczywiście niedopracowany i pełen błędów, między innymi w procedurze wypełniania obszarów kolorem. Błąd ten powodował „wycieki” – zapisy do pamięci poza obszar roboczy ekranu, co rzecz jasna w krótkim czasie mogło doprowadzić do kompletnego zawieszenia komputera.

Na próbach przed oficjalnym wydarzeniem mówiono Warholowi, żeby pod żadnym pozorem nie używał tej funkcji. Na scenie jednak Andy Warhol zaczął bawić się GraphiCraftem jak jakaś, słowami RJ-a, „szalona małpa”. W tym czasie obecni na widowni inżynierowie byli doskonale świadomi tego, że program jest niezwykle wrażliwy, a sprzęt ledwo sobie z nim radzi. Dodatkowo pierwszą funkcją, jaką wywołał Andy, było najbardziej zabugowane wypełnianie. Raz, drugi, trzeci… RJ popatrzył wtedy na Jaya Minera, a ten rzekł: „Statek tonie”… Carl Sassenrath potwierdza, że rzeczywiście siedzieli i bezradnie czekali, aż komputer wyświetli słynne „Guru Meditation”. Cudem jednak nic takiego się nie wydarzyło.

Potem nastąpiły pokazy pozostałych możliwości: wielozadaniowości, animacji, dźwięku, aż w końcu przyszedł czas na punkt kulminacyjny – połączenie wszystkich tych możliwości w jedno. Wtedy na scenę wkroczyły baletnice, a na ekranie pokazano płynną animację przedstawiającą jeszcze jedną tancerkę. Jednocześnie z głośników płynęła odtwarzana przez Amigę muzyka, do której zarówno żywe, jak i animowane baletnice zatańczyły synchronicznie. Premiera okazała się wielkim sukcesem i zainteresowanie komputerem było ogromne. Pozostało tylko czekać na pojawienie się sprzętu w sklepach. Komputer wprowadzono do sprzedaży we wrześniu 1985 roku, trzy miesiące po premierze Atari ST, które zaczęło już powoli opanowywać rynek.

Dodatkowo Commodore tradycyjnie nie dopilnowało, aby w dniu premiery sklepowej dostępna była dostatecznie duża baza oprogramowania. W połączeniu z dość wysoką ceną, bo komputer kosztował niemal 1300 dolarów (szczególnie w porównaniu do Atari ST, które można było kupić już za 800 USD), oczywistym było, że sprzęt nie sprzedawał się szczególnie dobrze. Cena Amigi 1000 mogła być znacznie niższa w dniu premiery, jednak system operacyjny nie był jeszcze w pełni ukończony. Postanowiono zatem dodać do komputera dodatkowe 256 KB pamięci tylko po to, żeby można było ładować rdzeń systemu operacyjnego (normalnie zaszyty w taniej kości pamięci ROM) z dyskietki w celu łatwej aktualizacji kluczowych elementów systemu.

Koszt pamięci RAM w tamtym czasie stanowił nawet 30-50% ceny całego komputera, dlatego takie posunięcie nie było do końca dobrym rozwiązaniem. Oczywiście, wojna na czas spowodowała, że także w Atari ST stosowano podobne rozwiązanie. I chociaż oba komputery miały po 512 KB pamięci,  w ST 192 KB były używane dla obrazu ROM-u , a 384 KB zostawały wolne – w Amidze natomiast 256 KB zarezerwowanych było dla ROM-u, pozostawiając wolnych jedynie 256 KB. Sytuację dodatkowo pogarszał fakt, że system operacyjny Amigi z racji znacznie większego stopnia zaawansowania wymagał po prostu więcej pamięci do pracy. Dodatkowo możliwości multimedialne komputera wprost domagały się cennych kilobajtów, w których można byłoby przechowywać dźwięki, obrazki i tak dalej. Ostatecznie Commodore praktycznie zostało zmuszone do tego, żeby powiększyć pamięć komputera do 768 KB (z których nadal ubywało 256 KB dla obszaru ROM), żeby był on w ogóle zdolny do jakiejkolwiek poważnej pracy. Na dodatek w Atari szybko uporano się z dokończeniem ROM-ów i błyskawicznie wyposażono maszyny w gotowe układy, eliminując konieczność ładowania obrazów ROM-ów z dyskietki, tym samym uwalniając całą pamięć komputera do dyspozycji użytkownika.

Artykuł ukazał się w Pixelu #21, którego nakład został już wyczerpany. Zapraszamy jednak do sklepu Pixela po inne wydania drukowanego magazynu.