Format DVD ma się jeszcze całkiem nieźle, ale jego kres jest nieunikniony. Pokona go Blu-ray. Niewykluczone też, że niebieskie dyski będą nie tylko ostatnimi z zapisem optycznym, na których dystrybuowane są m.in. nagrania wideo, ale w ogóle ostatnimi fizycznymi nośnikami filmów, koncertów i nagrań wideo.To niezła okazja, by przypomnieć sobie o pierwszym nośniku optycznym, bez którego nie byłoby CD, Video-CD, DVD i jego następcy.

Ponad czterdzieści lat temu, zaledwie dwa lata po wejściu na rynek magnetowidów VHS, w sprzedaży znajdowały się już domowe urządzenia służące do odtwarzania płyt z filmami odczytywanymi za pomocą lasera. To one, LaserDiski, wyprzedziły płytę kompaktową. I to o cztery lata!

Rewolucja z falstartem

Dysk optyczny jako nośnik informacji został wynaleziony w roku 1958 przez Davida Paula Gregga, który przygotował pierwszą specyfikację produktu, nazwanego przez siebie Videodisk. Opatentował go w 1961 roku. Co ciekawe, nośnik ten, kojarzony dziś przede wszystkim z zapisem cyfrowym, mieścił informację analogową, dopiero późniejszy rozwój standardu doprowadził do dzisiejszej struktury binarnej. Rewolucyjne okazało się zastąpienie znanej z adapterów igły światłem lasera. Jego promień reagował na odpowiednio przygotowane wgłębienia w ścieżce, rozchodzącej się spiralnie od środka dysku na zewnątrz, a zmiany w emisji były przekształcane przez procesor w sygnał.

Rozwój technologii, w tym zastąpienie transparentnej ścieżki materiałem odbijającym światło, był zasługą sojuszu Philipsa i giganta branży muzyczno-telewizyjnej – Music Corporation of America. Prowadzone przez nich prace badawcze umożliwiły wejście na rynek amerykański i japoński w 1978 roku pierwszych komercyjnych płyt optycznych w standardzie nazwanym LaserDisc. Zasadnicza premiera miała miejsce 15 grudnia tegoż roku w Atlancie. Wtedy to w stolicy stanu Georgia można było po raz pierwszy kupić LD. Nastąpiło to sześć lat po  publicznej prezentacji prototypu o nazwie Videodisc (nie mylić ze starszym Videodiskiem Gregga) i – podkreślmy to – na cztery lata przed zaistnieniem dysku CD, którego LD jest protoplastą!

Pierwsze do sklepów trafiły w tej postaci „Szczęki” Stevena Spielberga i właśnie jako nośnik filmowy płyty te próbowały walczyć o klienta ze znanym już od dwóch lat systemem VHS. W kategoriach produktu masowego kaseta wygrywała swoją uniwersalnością oraz przede wszystkim możliwością realizowania własnych nagrań. LaserDisc zainteresował klientów oczekujących wyższej jakości obrazu, a wraz z rozwojem formatu – doskonałego, cyfrowego dźwięku.

Jedną z niebagatelnych zalet nośnika optycznego był szybki dostęp do całej treści zgromadzonej na dysku, bez konieczności uciążliwego przewijania, jak miało to miejsce w przypadku taśmy wideo. LaserDisc umożliwiał również (w zależności od modelu) na wykorzystanie stop-klatki oraz wyświetlanie fotografii, skanów i innych nieruchomych obrazów. Na początku lat 80. olbrzymie wrażenie robił fakt, że na 100 dyskach typu CLV można było zarchiwizować całą amerykańską Bibliotekę Kongresu, czyli największą ówczesną bibliotekę świata!

Płyty o 30-centymetrowej średnicy w pierwszych latach swego istnienia nie były niestety synonimem niezawodności. Zanim za ich wytwarzanie nie zabrał się Pioneer, odsetek egzemplarzy z defektami wynosił… 75%. Kiedy uruchomiono produkcję w japońskiej fabryce tego w przyszłości wieloletniego partnera i promotora LD, liczba wadliwych sztuk zmalała do 6%. Niestety, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, toteż LaserDisc nigdy nie odzyskał zaufania amerykańskich klientów. Choć z LD sympatyzowało coraz szersze grono wielbicieli filmów i osób, dla których nowatorski charakter technologii stanowił największą zaletę systemu, to VHS nadal dominowało na rynku masowej dystrybucji wideo. Dlatego, 20 lat po premierze LaserDisca, jedynie 2% amerykańskich gospodarstw domowych korzystało z odtwarzaczy tego typu. W Japonii, o wiele bardziej otwartej na nowinki techniczne, grupa ta stanowiła 10%, ale inwazja DVD (w Kraju Kwitnącej Wiśni od 1995 roku, globalnie w latach 1997–99) szybko odesłała „wielką płytę” do lamusa.

Obiecujący wideoprotoplasta

Dysk optyczny umożliwił zrealizowanie wieloletniego dążenia do wprowadzenia do domów najwyższej jakości dźwięku, a później obrazu. Kariera systemów kina domowego uzależniona była od upowszechnienia się ekonomicznego standardu zapisu dużej ilości danych audio-wideo. Bo cóż z tego, że przed laty można było mieć projektor lub telewizor wysokiej wówczas klasy, jeśli na kasecie wideo zamieszczono film o jakości ustępującej dzisiejszym pirackim „przedpremierowym wydaniom”. Potencjał rynku doceniła już w 1984 roku firma The Criterion Collection, proponując specjalne wydania klasycznych, słabo wówczas promowanych dzieł filmowych gigantów Hollywood. Eleganckie edycje, uzupełnione standardowymi dziś elementami płyt DVD – materiałami z produkcji, komentarzami twórców lub alternatywnymi scenami – zdobyły serca niemałej rzeszy widzów, mimo bardzo wysokich cen. Sprawdzony pomysł nie uszedł uwadze wytwórni filmowych, a że licencje wykupione przez The Criterion Collection dotyczyły jedynie LaserDisca, po wejściu na rynek formatu DVD „edycje specjalne” przysparzały już zysków wyłącznie producentom i dystrybutorom filmów. Co nie było bez znaczenia – nowatorski format nie miał blokad regionalnych utrudniających odtwarzanie płyt kupionych w innej strefie. Wprowadzono je dopiero na potrzeby DVD, a następnie w wersji zmodyfikowanej na Blu-rayu. Analizując rozwój rynku wideo, można rzec, że miłośnicy filmów wraz z LaserDiskiem dostali do ręki brakujący element układanki i do dziś ma on formę błyszczącego krążka.

Ostatnie filmy zarejestrowane za pomocą tej technologii na rynku amerykańskim ukazały się w roku 2000, a w Japonii wydawano je jeszcze przez cały 2001. Rok 2002 uznano za koniec epoki LaserDisca, co oficjalnie 1 czerwca ogłosił ostatni producent odtwarzaczy, Pioneer. Niemniej LD ciągle żyje i to nie tylko w pamięci dawnych entuzjastów. Mają oni zresztą co wspominać, oglądać i zbierać – np. serwis The LaserDisc Database zgromadził ponad 54 tys. tytułów zapisanych na dyskach optycznych. Zaś na internetowych aukcjach na eBayu cały czas w ofercie jest wiele tysięcy płyt w owym formacie i sporo odtwarzaczy. Znajdziemy je także na naszym Allegro.

LaserDisc używany był przede wszystkim do zapisu filmów oraz różnych rejestracji audio-wideo, niemniej próbowano wykorzystać go także w innych dziedzinach, a jedną z nich stanowiły gry komputerowe. Nie nagrywano ich jednak w całości na dyskach LD, a jedynie ich elementy filmowe czy animacje. Sposób ten okazał się strzałem w dziesiątkę, czego najlepszym przykładem była słynna produkcja Dragon’s Lair w formie automatów arcade i niemałej ceny za jednorazową zabawę. Kosztowała ona wówczas w USA 50 centów – dwa razy więcej niż w przypadku innych tytułów. Miałem okazję widzieć ów hit w 1986 roku w Stanach, ale zagrać się nie odważyłem, bo nie wiedziałem, jak to działa. Pamiętam też nowojorskie wystawy sklepowe z wielkimi krążkami filmowymi, myślałem, że to płyty gramofonowe ze ścieżką dźwiękową.

Dysk optyczny wprowadzony na rynek cztery dekady temu zaskakuje przede wszystkim swoim nowatorstwem i rozmiarem. Jego współczesnych fanów nie zniechęca niemożność nagrywania, podatność na defekty i brak wsparcia ze strony dawnych producentów. Bo nie chodzi przecież o normalne używanie LaserDisca. Pochwalić się kolekcją potężnych, pionierskich płyt o 30-centymetrowej średnicy, odtwarzaczem wideo wielkości gramofonu i tytułami czasem niedostępnymi jeszcze na rynku DVD, to coś, na co pozwolić sobie mogą prawdziwi ekscentrycy, wielbiciele stylu oldskul lub vintage. Takich nie brakuje, zwłaszcza tam, gdzie LD odniósł największy sukces, czyli w USA i Japonii.

Gry z LD

Pierwszą grą wideo wykorzystującą LD był Astron Belt Segi z 1983 roku. To kosmiczny TPS, w którym na wyświetlanym tle latały stworzone za pomocą tradycyjnej grafiki komputerowej statki. Jednak prawdziwym przebojem okazało się wspomniane Dragon’s Lair (też z 1983 roku), wyglądające jak film animowany. I nic dziwnego, skoro jednym z jego głównych twórców był dawny animator Disneya. Pozycja ta wzbudziła powszechny zachwyt, co zaowocowało masowym używaniem LD w automatach arcade. Przygotowanie takiego materiału stanowiło niemały koszt (1,3 mln dolarów za nieco ponad 25 minut), dlatego naśladowcy zadowalali się po prostu fragmentami już nakręconych filmów animowanych. Zadanie grających w tego typu produkcje ograniczało się do poruszenia joystickiem lub wciśnięcia przycisku w odpowiedniej chwili, co decydowało o tym, jak potoczy się akcja, a co za tym idzie – co ujrzymy na ekranie. Te dwa nowatorskie dzieła wyznaczyły dwa standardy gier laserdyskowych.

Spore powodzenie osiągnęły produkcje American Laser Games z pierwszej połowy lat 90. Działały one na podobnej zasadzie co Dragon’s Lair, ale z zastosowaniem pistoletów świetlnych. Pierwszą z nich było Mad Dog McCree. Wszystkie powyższe tytuły ukazały się także na domowe komputery, konsole i inne urządzenia do prywatnego użytku.

LaserDisc dawał efektowne rezultaty, ale wymuszał dużą linearność akcji. Ponadto sprzęt niespecjalnie wytrzymywał wielogodzinne używanie. Resztę załatwił postęp. Gdy po latach wymyślono termin „film interaktywny”, bez wątpliwości palmę pierwszeństwa w skali masowej przyznano grom bazującym na LD.

Specyfikacja nośników LaserDisc

Dwustronny dysk optyczny o średnicy 30 cm (11,81 cala), analogowy zapis wideo w standardzie telewizyjnym NTSC (czyli funkcjonującym m.in. w całej Ameryce Północnej) oferował 425 linii wyświetlanych w poziomie, zaś w stosowanym m.in. w prawie całej Europie PAL-u (w Polsce od 1995 roku) 440 linii. Zapis dźwięku: analogowy (NTSC lub PAL) bądź cyfrowy (EFM, AC-3 lub DTS). Używane formaty zapisu:

CAV – 54 tys. klatek lub 30 min obrazu na stronie, możliwość stop-klatki i przewijania do tyłu. Stąd filmy trwające powyżej 60 min w tym formacie wydawane były na dwóch płytach,

CLV i CAA – 60 min obrazu na stronie, ale bez możliwość stop-klatki i przewijania do tyłu.

Kilka słów o historii dysków optycznych

W 1979 roku Sony wraz z firmą Philips Consumer Electronics nawiązały współpracę mającą na celu opracowanie powszechnego standardu optycznego zapisu cyfrowego, znanego do dziś pod nazwą Compact Disc. Od czasu wydania w 1982 roku pierwszej płyty CD nośnik ten jest praktycznie jedynym ogólnodostępnym standardem płyt muzycznych. Apetyt rósł w miarę słuchania i gromadzenia danych – już w roku 1993 rozpoczęła się walka dwóch formatów mających wprowadzić do zastosowań domowych cyfrowy zapis wideo wysokiej jakości. Rywalizacja pomiędzy płytą MultiMedia Compact Disc – dziełem sprawdzonego teamu Sony i Philipsa, a płytą Super Density – wytworem aliansu, na czele którego stała Toshiba, zaowocowała powstaniem bezprecedensowej grupy roboczej, która ustaliła wspólny standard wprowadzony na rynek w 1996 roku pod nazwą DVD. Skrót tłumaczono początkowo jako Digital Video Disc, ale szybko zorientowano się, że nie wyczerpuje to możliwości nośnika i ustalono, że należy rozwijać go do Digital Versatile Disc. Jedynie kilka lat zajęło wyparcie z rynku formatu niekwestionowanego przez lata lidera, czyli VHS.

Ostatnie lata zapowiadają dalszy i nieunikniony postęp technologii, a to za sprawą zastosowania nowego źródła światła – niebieskiego lasera. Sony i Toshiba po raz kolejny stanęły do walki o prymat swojego formatu, choć tym razem zabrakło porozumienia i sprawę rozwiązano, decydując się na bezpośrednią, rynkową konfrontację. Po kilku miesiącach na placu boju pozostał Blu-ray opracowany przez Sony; ponownie Toshiba oddała pole rywalowi, a jej HD DVD odeszło do lamusa. Na świecie jest jednak około miliona posiadaczy urządzeń tego rodzaju, a firma obiecała udzielać im wsparcia technicznego. Trudno sobie zresztą wyobrazić, by postąpiła inaczej (tak czy owak mają oni do dyspozycji zaledwie kilkaset tytułów, najwięcej w USA – ok. 500). A więc po raz kolejny o globalny standard konkurowali japońscy giganci. Jednak – nawiasem mówiąc – Sony nie zawsze wygrywało, wcześniej jego Betamax uległ VHS-owi wynalezionemu przez kompanię, rzecz jasna, również rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, mianowicie – JVC.

Artykuł ukazał się w Pixelu #02, którego nakład został już wyczerpany. Zapraszamy do sklepu po inne wydania magazynu.