Graliście kiedyś w grę z konsoli, której nie było? I nie, nie chodzi mi o Pico-8, tylko o coś znacznie starszego, znacznie w założeniu poważniejszego, potencjalnego konkurenta Nintendo Entertainment System, Sega Master System czy Atari 7800?
Ja grałem, w 1995 roku, nie mając pojęcia z czym mam do czynienia. Dostaliśmy (jako redakcja Top Secretu) z Digital Multimedia Group wydaną przez Interplay grę Kingdom: The Far Reaches. Z grubsza coś w stylu Dragon’s Lair, na CD, czyli nośniku wciąż jeszcze wówczas walczącym o rynek. Sama gra do wybitnych nie należała, ale zaskakiwała jakością animacji i dźwięku – i nie chodziło tylko o to, że była na CD, na którym można było zmieścić dużo materiału, materiał był nietypowej jak na ówczesne czasy i branżę gier jakości.
Całość wyglądała bardziej jak film rysunkowy zrealizowany na taśmie 35 mm, niż jak gra narysowana na Amidze czy pececie. Największe wrażenie zrobiła na mnie ścieżka dźwiękowa, nijak nie kojarząca się z możliwościami ówczesnego sprzętu. Technicznie było to dość łatwe do wytłumaczenia, miksowanie nie odbywało się na komputerze, muzyka i dźwięk zapisane były na CD jako „samplingi” – cytuję własny tekst z TS 40 (7/95), jak się znam, znaczy to tyle, że nie był to żaden z popularnych, używanych wówczas do tego celu formatów typu WAV czy VOC. Dlaczego tak dziwnie? Nie miałem pojęcia.
I nie miałem tego pojęcia przez następne dwadzieścia lat, bo na odpowiedź trafiłem przypadkiem całkiem niedawno. Kindgom: The Far Reaches nie powstało w czasach Top Secretu, ale dekadę wcześniej, w 1984 roku, jako Thayer’s Quest, w firmie RDI Video Systems. RDI miało doświadczenie w robieniu gier, jeszcze pod nazwą Advanced Microcomputer Systems wyprodukowali między innymi Dragon’s Lair. Thayer’s Quest, napisany z myślą o powstającej równolegle z nim konsoli Halcyon, miał pomóc podbić nowy rynek. Tyle, że RDI zbankrutowało zanim Halcyon wszedł do masowej produkcji i konsola nigdy nie znalazła się w sprzedaży. Powstało prawdopodobnie kilkanaście sztuk prototypów, z czego do dzisiaj przetrwało kilka.
Halcyon oparty był o laserdisk – tego wielkiego poprzednika CD (o średnicy porównywanej z winylowymi LP). To dawało miejsce na godzinny film w jakości telewizyjnej i takie też mniej więcej były parametry materiału do Thayer’s Quest. Nagrania i animacje ocalały po bankructwie RDI i zostały początkowo wykorzystane na automatach, w połowie lat dziewięćdziesiątych wydano je ponownie na konsole i peceta, a w 2004 wyszła wersja na DVD, w którą można było grać używając do sterowania pilota.
Konsola składała się z trzech części: czytnika, identycznego, poza płytą czołową, z odtwarzaczem Pioneer LD-700, jednostki centralnej, obu wielkości przeciętnego magnetowidu VHS i o estetyce charakterystycznej dla elektroniki użytkowej lat osiemdziesiątych, i klawiatury. W sieci krąży kilka zdjęć, pochodzących głównie z Video Game Console Library:
Reklamy zapowiadały sprzęt o możliwościach porównywalnych z HAL-em 9000 (HAL w Halcyon miało właśnie do tego nawiązywać), ale – jak to reklamy – nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości. W środku znajdowało się kilka niezależnych modułów do wyświetlania obrazu i syntezy i analizy mowy, oraz Z80, odpowiedzialny za ich kontrolę i wybieranie wyświetlanych fragmentów filmu. W 1984 r. 64k pamięci podzielonej między ROM i RAM było już raczej standardem, niestandardowa za to była pamięć nieulotna wbudowana w moduł analizy mowy, w teorii pozwalająca Halcyonowi nauczyć się rozpoznawać głos właściciela. Wspomnienia użytkowników jasno dają do zrozumienia, że Siri i Alexa nie mają się czego wstydzić.
Ponieważ Kingdom: The Far Reaches zostało później przeniesione na wiele innych platform, też mogliście je widzieć. Tylko czy mieliście świadomość, że to gra na konsolę, której nie było?