Jak to możliwe, że w czasie zimnej wojny, gdy dwa wielkie mocarstwa rywalizowały ze sobą w każdej dziedzinie, tylko jedno z nich stworzyło uniwersalną, powszechną siec komputerową? Losy ARPANET-u, z którego wykluł się znany nam internet, są powszechnie znane. Jak wyglądał jego odpowiednik zza żelaznej kurtyny?

Rosyjski internet? To już było!

W 2015 roku przez media przemknęła emocjonująca wiadomość: Rosja buduje własny internet! Jak to z medialnymi sensacjami bywa, nagłówki nie miały wiele wspólnego z prawdą. Decyzja Władimira Władimirowicza dotyczyła po prostu szyfrowanej łączności pomiędzy istotnymi dla państwa ośrodkami władzy.

Żywot tamtego newsa był, jak na współczesne newsy przystało, bardzo krótki i już dzień później mało kto o nim pamiętał, jednak wzmianka o tworzeniu przez Rosję własnego internetu zasługuje na uwagę z zupełnie innego powodu: to świetne potwierdzenie powiedzenia, że historia lubi się powtarzać. Bo Rosja, a właściwie Związek Radziecki, przed laty faktycznie próbowała stworzyć własny internet. Problem w tym, że – podobnie jak z lądowaniem na Księżycu – Amerykanie byli szybsi.

ARPANET

Historia internetu jest w ogólnym zarysie powszechnie znana. Podstawy teoretyczne stworzyli Joseph Carl Robnett Licklider i pochodzący z Polski Paul Baran, dobre pomysły do kupy zebrał thinktank RAND Corporation, a agencja ARPA wzięła na siebie ich wdrożenie. Rezultatem było powstanie rozproszonej sieci ARPANET łączącej amerykańskie ośrodki badawcze.

Paul Baran

Gdy dorzucimy do tego wynalazki zespołu Douglasa Engelberta, Xerox PARC i – jako wisienkę na torcie – opracowany przez Vintona Cerfa protokół TCP/IP, to możemy z łatwością uświadomić sobie, że już we wczesnych latach siedemdziesiątych mieliśmy solidne fundamenty dzisiejszej sieci. A właściwie całkiem współczesną sieć, która wprawdzie wyglądała nieco inaczej, ale pod względem zasady działania nie odbiegała zanadto od tego, co znamy obecnie.

Równowaga sił

Znacznie mniej znane są losy podobnego pomysłu rozwijanego w zbliżonym czasie po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny. Radziecki internet? Tak! W gruncie rzeczy fakt, że Związek Radziecki pracował nad własnym odpowiednikiem internetu, nie powinien nikogo dziwić.

Symbole zimnej wojny TU-95 przechwycony przez F4

Oparciem dla zimnowojennej, chwiejnej równowagi sił była przecież nie tylko doktryna MAD zakładająca – w razie konfliktu – wzajemne gwarantowane zniszczenie, ale i nieustanna rywalizacja w niezliczonych dziedzinach, gdzie przewaga jednej strony była z reguły szybko niwelowana. Rozwój arsenałów jądrowych, broni pancernej, lotnictwa czy w końcu wyścig kosmiczny to przykłady niemal symetrycznych ścieżek postępu technologicznego. Z pierwocinami internetu było podobnie.

Zaczęło się od obrony przeciwlotniczej

Gdy w latach pięćdziesiątych Amerykanie uruchomili pierwszą współcześnie rozumianą sieć komputerową, czyli SAGE (Semi-Automatic Ground Environment), 26 dostarczonych przez IBM lampowych komputerów AN/FSQ-7 było karmionych danymi z setek radarów.

Konsola SAGE

W razie wykrycia ataku ich zadanie polegało na przygotowaniu odpowiedzi realizowanej przez NORAD, czyli działającego od 1958 roku Dowództwa Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej, z ikoniczną dla epoki zimnej wojny bazą pod górą Cheyenne.

Radary wspomagające sieć SAGE rozmieszczono m.in. na morskich platformach

Dane wypracowane przez SAGE trafiały do centrów dowodzenia i jednostek obrony przeciwlotniczej, a także bezpośrednio na pokłady samolotów, korygując pracę autopilotów tak, aby naprowadzać samolot na najlepszą do walki pozycję. Dzięki temu wszystkie elementy obrony przeciwlotniczej mogły działać jak jeden centralnie zarządzany organizm, optymalnie wykorzystujący posiadane zasoby.

Niewidzialne parasole

Krytycy SAGE wskazują, że system był przestarzały jeszcze zanim rozpoczął służbę – nie pod względem technologicznym, ale pod względem koncepcji: powstał, by przeciwdziałać zagrożeniu, które traciło na znaczeniu na rzecz rakiet międzykontynentalnych. Nie zmienia to faktu, że północ amerykańskiego kontynentu został osłonięta szczelnym i stale udoskonalanym parasolem przeciwlotniczym, co nie mogło pozostać bez odpowiedzi.

Odpowiedzią na SAGE był, tworzony również od połowy lat pięćdziesiątych, parasol przeciwlotniczy i antyrakietowy Moskwy. Przetestowano go w 1961 roku i niedługo później Nikita Chruszczow mógł triumfalnie ogłosić, że radziecki system antyrakietowy może trafić muchę w przestrzeni kosmicznej.

Jak zestrzelić rakietę?

Istotnie, radziecki sukces był imponujący. 4 marca 1961 roku antyrakieta Systemu A dokonała pierwszego w historii zniszczenia rakiety balistycznej. Problem polegał na tym, że do precyzyjnego naprowadzania na cel potrzebowano danych z kilku oddalonych od siebie stacji radiolokacyjnych. Problem ten można było rozwiązać na co najmniej dwa sposoby: stworzyć sieć łączności, pozwalającą na swobodą wymianę danych pomiędzy odległymi radarami, albo zwiększyć skuteczność głowic przeciwrakietowych tak, aby niszczyły cele przy mniej precyzyjnym naprowadzaniu.

Na potrzeby parasola antyrakietowego pracowały m.in. wielkie radary systemu Dunaj

Rozwiązanie drugiego zagadnienia okazało się typowe dla tamtej epoki: Rosjanie wsadzili do rakiet głowice jądrowe, dzięki którym precyzja trafienia straciła na znaczeniu. Aby znaleźć rozwiązanie dla pierwszego i usprawnić działanie systemów przeciwlotniczych, konieczne okazało się stworzenie sieci komputerowej.

Mnożenie bytów

Problem polegał na tym, że, jak zauważyła badająca te zagadnienia Slava Gerovitch z Massachusetts Institute of Technology, Rosjanie zaczęli budować trzy niezależne systemy: osobny dla obrony przeciwlotniczej, przeciwrakietowej i kosmicznej.

ZSRR: kolejowa wyrzutnia rakiet

Wspomniany już System A opierał się na sieci łączącej komputery typu M-40 i M-50 z licznymi bazami wojskowymi. Niezależnie od niego w najważniejszych centrach dowodzenia umieszczono osiem pracujących w parach komputerów Tetiva tworzących kolejną niezależną sieć, a jeszcze inna, zbudowana z komputerów M4-2M, odpowiadała za śledzenie przestrzeni kosmicznej. W tym właśnie czasie pojawił się pierwszy pomysł budowy jednej wspólnej dla całego kraju sieci komputerowej, której przeznaczeniem było usprawnienie zarządzania ogromnym – organizacyjnie i geograficznie – organizmem, jakim był Związek Radziecki.

Sojuz

Trudny los cybernetyka

Pomysłodawca, pułkownik Anatolij Kitow, nie miał łatwego startu. Choć wzorową służbą doszedł w armii do stopnia pułkownika, to cybernetyka, czyli nauka o sterowaniu, była przez otumanionych kultem Stalina Sowietów uważana za wywrotową, imperialistyczną pseudonaukę, podobnie zresztą jak choćby genetyka. Mimo tego Kitow przekonał swoich przełożonych o znaczeniu cybernetyki i stanął na czele pierwszego centrum komputerowego przy Ministerstwie Obrony ZSRR.

Anatolij Iwanowicz Kitow – pionier sowieckiej cybernetyki

Opracował tam propozycję stworzenia ogólnokrajowej, wspólnej dla armii i cywilów sieci, która wykorzystywałaby już istniejącą infrastrukturę. Nadwyżki mocy obliczeniowej wojskowego sprzętu miały być wykorzystane do przetwarzania danych na potrzeby cywilne.

Hierarchiczna sieć miała połączyć nie tylko bazy wojskowe, ale również ośrodki władzy, lokalne ośrodki decyzyjne, miasta i poszczególne ośrodki badawcze czy zakłady przemysłowe. Spływające z całego kraju dane miały być przetwarzane, by na ich podstawie wypracować decyzje dotyczące funkcjonowania państwa i poszczególnych jego obszarów. Czyli centralne planowanie w nowoczesnym wydaniu.

Anatolij Kitow usiłował dotrzeć ze swoimi pomysłami do Chruszczowa, ale pomysł, by wykorzystać wojskowe zasoby, nie spodobał się jego wojskowym przełożonym. Kitow został zdymisjonowany i wydalony z armii.

Amerykanie wiedzą, co ważne

Propagowane przez Kitowa pomysły spotkały się za to z żywym zainteresowaniem… Stanów Zjednoczonych. CIA oceniło, że gdyby wspomagane komputerowo centralne planowanie udało się wprowadzić w życie, to Związek Radziecki zyskałby przewagę.

Wewnętrzna notatka, opracowana przez administrację Kennedy’ego, stwierdziła wprost, że wdrożenie tego planu oznacza przewagę Sowietów i pozwoli im w ciągu niespełna dekady zrewolucjonizować gospodarkę. Notka zawierała też ostrzeżenie: jeśli Amerykanie zbagatelizują kwestię usieciowienia gospodarki, to będą „skończeni”. Amerykanie to mądrzy ludzie: jak wiemy, nie zbagatelizowali.

Dokument ten stawiał znaną nam historię internetu w nieco innym świetle:  jego rozwój był – w takiej czy innej postaci – koniecznością i kolejną areną walki wielkiego mocarstwa o utrzymanie swojej pozycji. Może mniej spektakularną niż rozpoczęty w tym samym czasie kosmiczny wyścig zwieńczony programem Apollo, ale co najmniej równie ważną.

Kto opracuje TCP/IP?

Wróćmy jednak do Związku Radzieckiego, gdzie przedstawiono kolejny ambitny i nowatorski pomysł, który pod względem funkcjonalnym stanowił odpowiednik tego, nad czym za Oceanem pracował Vinton Cerf.

Chodziło o ujednolicenie stosowanych standardów związanych z telekomunikacją. Wszystkie z istniejących systemów miały działać razem, korzystając ze wspólnej sieci i wymieniać dane między sobą. W praktyce była to ambitna próba stworzenia radzieckiego odpowiednika TCP/IP, jednak podobnie jak poprzednia spaliła na panewce, spotykając się z murem niechęci i biurokracji.

Cybertonia: państwo w państwie

Najbardziej ambitną i najdłużej forsowaną próbę stworzenia radzieckiej sieci ARPANET podjął pionier radzieckiej cybernetyki Wiktor Głuszkow, przedstawiając koncepcję sieci o nazwie OGAS. Założenia były podobnie jak wcześniej: główną ideą było usprawnienie zarządzania państwem. Przy zachowaniu hierarchicznej struktury ze szczeblem centralnym, regionalnym i lokalnym, ważnym założeniem była możliwość komunikowania się pomiędzy dowolnymi terminalami, niezależnie od ich umiejscowienia w strukturze.

Wiktor Głuszkow (w środku) w 1980 roku (fot. Uacomputing.com)

Poza samym projektem Głuszkow wraz ze swoim zespołem opracował również model otoczenia, w którym ta sieć powinna funkcjonować. Przewidywał między innymi tworzenie biur bez papieru, programowanie komputerów w języku naturalnym, a nawet, w teoretycznych rozważaniach, cyfrową nieśmiertelność.

Paszport Cybertonii

Cały zespół miał przy tym nieco zabawy, tworząc przy okazji iluzję powołanego w międzyczasie niezależnego państwa o nazwie Cybertonia, którym rządziła rada robotów z przewodniczącym w postaci robota grającego na saksofonie. Korzystając z dostępnego na uczelni marginesu wolności, obywatele Cybertonii organizowali różne imprezy i odczyty, kolportowali biuletyn, a swoją odrębność od sowieckich realiów podkreślali, wydając własne paszporty.

OGAS – sowiecki ARPANET

OGAS był dobrze przemyślany i osadzony w radzieckich realiach, co – jako zarzut – podnoszą krytycy projektu, wskazując, że gdyby został zrealizowany, byłby po prostu narzędziem nowoczesnej formy totalitaryzmu. Przygotowując projekt, Głuszkow odwiedził niemal setkę różnych przedsiębiorstw i instytucji, poznając sposoby wypracowywania decyzji i stosowany obieg informacji.

Gdy pomysł wykrystalizował się, projekt OGAS zakładał zastosowanie około 200-200 węzłów sieci w najważniejszych miastach i około 20 tysięcy mniej ważnych węzłów zlokalizowanych w najbardziej istotnych zakładach czy ośrodkach decyzyjnych. Interesującym elementem projektu była rozproszona baza danych, do której dostęp miał być możliwy za pomocą dowolnego terminala. Uzupełnieniem projektu OGAS miała być automatyczna autoryzacja każdego z użytkowników, pozwalająca jednoznacznie określić na przykład poziom uprawnień.

Sabotażyści z Politbiura

Pomysł wydawał się niezły, jednak problem polegał na tym, że radzieckie kierownictwo, w przeciwieństwie do Amerykanów, nie potrafiło stworzyć warunków do jej rozwoju. Pomijając nawet kwestię niechęci ze strony armii, poszczególne ministerstwa zaczęły rywalizować między sobą i wzajemnie sabotować swoje poczynania. Przykładem może być choćby niechętna postawa ministerstwa finansów, które uważało, że popierany przez Centralny Urząd Statystyczny OGAS stanowi zagrożenie dla politycznych stref wpływów.

Doprowadziło to do tego, że czas uciekał, a projekt nie mógł ruszyć z miejsca, pozostając w stanie zawieszenia: nikt oficjalnie go nie odrzucił, ale nikt też nie kwapił się z finansowaniem prac. W czasie, gdy ARPANET rozrastał się, OGAS (a także kilka innych alternatywnych projektów) tracił czas, uzyskując wsparcie jedynie w zakresie budowy szczątkowych, lokalnych elementów sieci.

Trwonienie zasobów

Jednocześnie niemal zupełnie nie zaistniał znany z państw zachodnich proces, w którym opracowane na potrzeby wojska technologie adaptowano z czasem do zastosowań cywilnych. Jak wynika z wyliczeń Slavy Gerovitch, sowiecki przemysł obronny opracował w sumie około 300 wyspecjalizowanych i niekompatybilnych ze sobą komputerów kontrolujących różne rodzaje uzbrojenia. Każdy z tych systemów działał samodzielnie, w oderwaniu od reszty, a wąska specjalizacja uniemożliwiała zastosowanie go w jakimkolwiek innym celu. Nawet zakładając mało prawdopodobną chęć współpracy ze strony wojskowych, wykluczało to adaptację technologii na potrzeby cywilne.

Prowadziło to do katastrofalnego trwonienia zasobów, wielokrotnego duplikowania podobnych rozwiązań i zaprzepaszczania wysiłku inżynierów. Problem nie polegał na tym, że Związek Radziecki nie był skomputeryzowany. Choć ogólny poziom rozwoju elektroniki był niższy niż na Zachodzie, to  komputerów powstawało wiele, podobnie jak wiele powstawało różnych, niezależnych, niekompatybilnych i niepołączonych ze sobą sieci: odrębnych dla stacji meteorologicznych, cywilnej kontroli lotów, systemu bankowego czy ośrodków badawczych.

Socjaliści z Ameryki

O gigantycznej skali marnotrawstwa i braku koordynacji dobitnie świadczy fakt, że na przykład w późnych latach osiemdziesiątych. na jednej z uczelni w Nowosybirsku wciąż działał stary komputer połączony bezpośrednio z Moskwą własnym dedykowanym łączem, które w tym przypadku było całkowicie zbędne. Ktoś przed laty, mimo istnienia sieci telekomunikacyjnej, położył 3 tysiące kilometrów przewodów i ktoś przez dziesięciolecia pracowicie je konserwował.

Patrząc z perspektywy czasu, można zaryzykować stwierdzenie, że Związek Radziecki mógł stworzyć sieć wcześniej, niż Amerykanie opracowaliby swój APARNET. Sowietom nie brakowało ani utalentowanych naukowców, ani możliwości technicznych. Problemem był za to bezwład systemu decyzyjnego i nieefektywne zarządzanie państwem, przez co Głuszkow aż do śmierci, która nastąpiła w 1982 roku, nie mógł doczekać się wdrożenia swojego pomysłu.

Wiktor Michajłowicz Głuszkow, twórca koncepcji sieci OGAS (fot. Uacomputing.com)

Zajmujący się tym zagadnieniem Benjamin Peters w książce „How Not to Network a Nation” trafnie zauważa, że w czasie, gdy ważyły się losy pierwszych sieci, Amerykanie zachowali się jak socjaliści, stawiając na centralnie finansowany i zarządzany projekt. Po drugiej stronie istniała – wbrew komunistycznej fasadzie – decentralizacja i szkodliwa w tym przypadku konkurencja. Efekt jest wszystkim znany: z amerykańskiego wynalazku korzysta dzisiaj cały świat, a rosyjskie próby stworzenia własnej sieci najlepiej podsumowuje nieco szydercza nazwa: InterNiet.

Artykuł ukazał się w Pixelu #25, którego nakład został już wyczerpany. Zapraszamy jednak do sklepu Pixela po inne wydania drukowanego magazynu.