Rozpisywanie się na temat Złotej Ery Telewizji to już niemal niewybaczalne krytyczne i dziennikarskie faux pas, żadna tam sensacja, stare dzieje. Bo to, co niegdyś wywoływało nie lada poruszenie, dzisiaj jest standardem, a znaczenie samego terminu się i zdewaluowało, i zdezaktualizowało.

Cóż, przeszliśmy do porządku nad tym, że telewizja od dłuższego czasu nierzadko daje nam od siebie tyle, co kino, czasami nawet starszą od siebie muzę przebijając. Przecież nie wywołuje zdziwienia ani kilkadziesiąt baniek budżetu na sezon serialu, ani zatrudnianie przez stacje nazwisk znanych z kinowego afisza. Dynamiczny rozwój telewizji to także, co nie jest na pierwszy rzut oka takie oczywiste, niebagatelna okazja dla branży gier, gdyż w dobie nieustannego, płynnego przenikania się mediów siłą rzeczy wzajemnie one na siebie oddziałują, szukając coraz to nowych ujść dla kotłujących się pomysłów. Ich potencjału nie jest w stanie pomieścić jeden tylko kanał, czego szkoda nie wykorzystać.

Oczywiście jeśli idzie o głośne licencje, dochodzi w tym wszystkim nadrzędny i obwarowany dziesiątkami różnych obostrzeń aspekt merkantylny, lecz niedawna decyzja Ubisoftu, który, wzorem Marvel Studios, samodzielnie zajął się realizacją adaptacji filmowych swoich gier, może okazać się przełomowa. Gdyby „Assassin’s Creed” okazało się pierwszą jaskółką, jaką miał być „Warcraft” Duncana Jonesa, ewentualne powodzenie filmu zostałoby zapewne przez bezduszne i kierujące się zyskiem Hollywood przekute na, ku naszej uciesze, szukanie kolejnych gier do przerzucenia na ekran. I, z zastrzeżeniem, że to myślenie życzeniowe i czyste gdybanie, choćby małą telewizyjną rewolucję. Bo tej na razie wypatrzyć nie sposób. Niby był projekt „Defiance”, czyli mariaż małego ekranu z grą MMORPG, a reaktywowane przed paroma laty Paramount Television planuje serial inspirowany cyklem „Battlefield”, ale nie ma planu, nie ma kierunku, nie ma trampoliny, jaką może, ale tylko może, dla kina okazać się „Assassin’s Creed”. Rok 2017 jeszcze nie przyniesie telewizyjnego oświecenia, lecz zachęceni powodzeniem filmu od Ubisoftu producenci z HBO czy innego Netfliksa jak nic spojrzą na gry łaskawszym okiem. Podobne rozważania każą pochylić się nad zagadnieniem pokrewnym. Próby przekucia filmu na grę – i odwrotnie – okazywały się zazwyczaj marne, co jest niemal konstatacją truistyczną. A jakim fundamentem dysponują (miejmy nadzieję, że ewoluujące) relacje między grami a telewizją? Niestety, również jest to skruszały beton. No i wymiana była zazwyczaj jednostronna, z ekranu na konsolę czy komputer, przypadki odwrotne są w mainstreamowej telewizji praktycznie nieznane (z niewielkimi wyjątkami) i bodaj jedyne większe sukcesy odnosiły tylko web series, czyli seriale tworzone z myślą o dystrybucji internetowej, najczęściej kręcone z fanowskiej potrzeby serca, a rzadko wspierane przez stację, wytwórnię czy producenta. Za to gier na podstawie telewizyjnych seriali aktorskich i animowanych, a nawet popularnych programów rozrywkowych, powstało bez liku. Znowu chciałoby się dodać: niestety.

Rzeczone kategorie tworzą zbiór tak szeroki, że nie sposób znaleźć dlań wspólnego mianownika – poza, rzecz jasna, telewizją – ani prześledzić spójnej historii, zresztą nie ma też i takiej potrzeby, bo należałoby skupić się na sytuacji jako tako bieżącej i tytułach, które stały się zaczynem telewizyjnego renesansu, były jego kontynuatorami albo forpocztą. Na przestrzeni lat wyprodukowano setki tytułów będących zarówno wiernymi adaptacjami różnorakich seriali, jak i kuriozalnymi na ich temat wariacjami, które wymieniać można, aż stron bieżącego numeru zabraknie. Dlatego też nie ma co się cofać przeszło trzydzieści lat do The Dallas Quest, ale wybić się z progu bieżącego tysiąclecia, pokręcić się po świecie, który znał już rodzinę Soprano, dumał, czemu Mary Alice Young popełniła samobójstwo, co kryje tajemnicza wyspa, na której rozbił się pasażerski samolot, i szykował się na spędzenie kilkunastu lat z „Chirurgami”.

Niczym nowym nie będzie wiosek, że najtrudniejszym zadaniem jest obcowanie z rozpoznawalną pod każdą szerokością geograficzną licencją, gdyż przychodzi ona z całym zestawem gotowych skojarzeń. Nie tyle je obejść, co wykorzystać, spróbowała ekipa odpowiedzialna za 24: The Game z 2006 roku. Fabularnie rzecz działa się pomiędzy drugim a trzecim sezonem serialu, nad scenariuszem (nominowanym zresztą do prestiżowej nagrody BAFTA) czuwali ludzie odpowiedzialni za znane z ekranu przygody Jacka Bauera, głosy podłożyli telewizyjni aktorzy, użyczając także swojej aparycji, akcja również rozgrywała się w ciągu doby i wykorzystano podobne techniki montażu, z podzielonym ekranem na czele. Dbałość o elementy fabularne i narracyjne, co uwidaczniały znakomite scenki dialogowe, nie przełożyła się jednak na dopracowanie mechaniki gry, która, choć daleko jej było od kompromitacji, cierpiała na chroniczne problemy z mało intuicyjnym sterowaniem i chimeryczną pracą kamery, o niskim AI nawet nie napomykając.

Owa staranność nie jest jednak uniwersalnym znakiem rozpoznawczym tytułów zrealizowanych na podstawie popularnych seriali, czego dowodem jest chociażby marne The Sopranos: Road to Respect. Niby znani aktorzy czytają swoje kwestie z telewizyjną swadą, a David Chase napisał ponoć kawał scenariusza (osadzając go przed ostatnim sezonem), lecz całość jest wsteczna w stosunku do konkurencyjnych produkcji gangsterskich wykorzystujących w znacznej części otwarty świat, podczas gdy tutaj rozgrywka jest liniowa. A to bynajmniej nie jedyne problemy The Sopranos. Grę pozbawiono stanowiącego lwią część fabuły serialu wątków obyczajowych, zaś rozgrywka opiera się na bezmyślnym okładaniu po mordach anonimowych przeciwników i nabijaniu nieprzydatnych wskaźników, których wartości nie mają praktycznie żadnego przełożenia na losy gry.

Podobnie nieudana okazała się komputerowa adaptacja „Gotowych na wszystko”, czyli Desperate Housewives: The Game – również, jak dwie powyższe, z 2006 roku. Rozgrywka, inspirowana The Sims, pozostawała wtórna i byle jaka, nie mówiąc już o technicznych problemach z samym odpaleniem gry (skargi poszły w tysiące) i rozlicznych bugach, przez które się notorycznie zawieszała. Choć napisana przez jednego ze scenarzystów serialu fabuła trzymała się kupy i odzwierciedlała klimat telewizyjnego przeboju Marca Cherry’ego, trudno było osadzić ją na tle wydarzeń znanych z telewizji z powodu rozlicznych konfundujących nieścisłości.

Do tego grona, skoro już mamy kontynuować tę niechlubną wyliczankę, dołożyć należy także The Shield: The Game, bo mimo udziału Michaela Chiklisa gra nie posiada scenariusza dorównującego choćby średnim odcinkom „Świata glin”, a rozgrywka jest, krótko mówiąc, mierna.

Przy tej okazji należałoby poruszyć istotną kwestię tożsamości klienta docelowego: czy gra ma być przeznaczona dla publiki serialowej, czy dla tak zwanego ogółu? O ile tej drugiej grupie nie zrobi różnicy, kim przyjdzie im sterować, tak pierwszym może wydać się rozczarowujący brak możliwości pokierowania lubianą postacią z telewizji, czego nie oferuje ani The Sopranos, ani Desperate Housewives.

Także bohaterem innej, również rozczarowującej gry opartej na hicie sprzed dekady – Lost: Via Domus z 2007 roku – jest niejaki Elliot, o którym serial nawet nie wspomina, choć należałoby przyznać, że w przypadku tej akurat pozycji udało się twórcom jakoś wybrnąć i działania kierowanego przez nas bohatera dzieją się jakby obok wydarzeń przedstawionych na ekranie (co można, oczywiście, poczytywać również za minus). Gra jednak jest na tyle zakorzeniona w telewizyjnym pierwowzorze, że nie sposób polecić jej komuś z serialem niezaznajomionemu.

O ile jednak fani mogli doszukać się paru ciekawostek, to trudno zrozumieć decyzję twórców gry Prison Break: The Conspiracy z 2010 roku opartej na fabule pierwszego sezonu serialu, gdzie zamiast uciekać z pilnie strzeżonego więzienia, kierując Michaelem Scofieldem, próbujemy temu zapobiec. Znając finał, gra robi się bezcelowa, a na samą rozgrywkę należałoby spuścić zasłonę milczenia.

Co nie znaczy oczywiście, że sterowanie bożyszczem milionów to gwarant sukcesu, o czym przekonać się można, próbując swoich sił w FPS-ie The Walking Dead: Survival Instinct, będącym prequelem serialu i przybliżającym losy braci Dixon. Lecz co mogło się nie udać, to się nie udało, i to na tyle, że Robert Kirkman, twórca komiksu, na podstawie którego powstał serial stacji AMC, zdystansował się od tego dziełka, tłumacząc, że pracował tylko przy grze od Telltale.

Niewykluczone, że podobne zastrzeżenie chciałby uczynić również George R. R. Martin, lecz nie może, bo swojej podobizny użyczył twórcom gry Game of Thrones z 2012 roku. Fabuła tego tytułu toczy się równolegle z wydarzeniami z pierwszego sezonu, czyli fabularnie nie jest najgorzej, ale zamiast prowadzić intrygi polityczne zakrojone na szeroką skalę i uczestniczyć w trzymających w napięciu bitwach, każe się nam chodzić i naparzać napotkanych nieprzyjaciół, czyli mamy do czynienia z brakiem korelacji sposobu rozgrywki z oczekiwaniami zbudowanymi na podstawie serialu.

Skrajnym przykładem takiego stanu rzeczy jest nieudane Grey’s Anatomy, które z obyczaju uczyniło serię prostych minigierek.

Poza wyłożyć kawę na ławę i przejść do, jakby nie było, spodziewanej, ale teraz już należycie podpartej przykładami konkluzji: nie ma na rynku dobrych gier inspirowanych serialami rządzącymi dzisiaj wyobraźnią globalnej widowni. Lecz znaleźliśmy się w momencie, kiedy sytuacja może, choć nie musi, nareszcie się odmienić, bo gry, z ich epizodycznością i możliwościami narracyjnymi, mogą stać się mocnymi sojusznikami telewizji. Zrozumiało to chociażby Telltale, ale wykorzystana przez firmę formuła, choć udana, nie jest pozbawiona ograniczeń. Aby opracować nową, nie trzeba przecież wymyślać pada na nowo, bo znajduje się ona tuż pod nosem. Konwergencja światów jest niby tak blisko, a tak daleko.

 

Z gry do serialu

Dragon Age: Redemption

Oparty na popularnym cyklu RPG sześcioodcinkowy serial napisany przez znaną chociażby z serialu „Supernatural” aktorkę Felicię Day. Kreowana przez Day postać Tallis przeniknęła później do świata gier i pojawiła się w dodatku do Drgaon Age II: Mark of the Assassin.

Fallout: Nuka Break

Serial internetowy, który wyewoluował z fanowskiego projektu o tym samym tytule. Projekt okazał się na tyle popularny, że ekipa odpowiedzialna za jego powstanie zorganizowała potem zbiórki funduszy i za pośrednictwem platformy Kickstarter gracze ufundowali kolejny sezon.

Maniac Mansion

Emitowany na początku lat dziewięćdziesiątych kanadyjski sitcom na licencji LucasArts, ale nie mający, niestety, zbyt wiele wspólnego z grą. Przed laty oceniony całkiem nieźle, dzisiaj wydaje się co najwyżej nostalgiczną ciekawostką.

Street Fighter: Assassin’s Fist

Projekt Joeya Ansaha i Christiana Howarda otrzymał błogosławieństwo Capcomu, kiedy przedstawiciele firmy zobaczyli przygotowany przez nich trzyminutowy filmik. Obecnie trwają prace nad sequelem, „Street Fighter: World Warrior”.

Mortal Kombat: Legacy

Zrealizowany na fundamencie krótkiego filmiku „Mortal Kombat: Rebirth” internetowy serial będący prequelem gier (pierwszy sezon) i przedstawiający sam turniej (drugi). Na tyle udany, że reżyser Kevin Tancharoen miał kręcić nową wersję kinową.

 

Telewizyjne granie

The Guild

Felicia Day po raz drugi. Serial komediowy o grupie zapalonych graczy, których życie koncentruje się na wspólnych wieczorach przy MMORPG. Pomysł chwycił na tyle, że doczekał się nawet adaptacji komiksowej. Łącznie powstało siedemdziesiąt odcinków.

Harsh Realm

 Zdjęte z anteny już po trzech odcinkach (z nakręconych dziesięciu) dziełko Chrisa Cartera, twórcy „Z Archiwum X”, zainspirowane komiksem o tym samym tytule. Rzecz opowiada o ludziach uwięzionych w wirtualnej rzeczywistości.

Ace Lightning

Brytyjski serial o nastolatku, którego ulubiona gra Ace Lightning ożywa. Mark musi pokonać siły zła u boku tytułowego herosa. Ciekawostka: na podstawie serialu powstała gra wideo.

Deadly Games

Kolejny serial o postaciach z gry wideo przenoszących się do świata rzeczywistego. Co tydzień grupa kierowana przed doktora Gusa Lloyda musi zmierzyć się ze złoczyńcą starającym się zrealizować złowieszczy plan.

Video Games High School

Mający ponad sto milionów wyświetleń internetowy serial osadzony w niedalekiej przyszłości, gdzie gry wideo stanowią podstawę programową prestiżowego amerykańskiego liceum.

Artykuł ukazał się w Pixelu #22, którego nakład został wyczerpany. Zapraszamy jednak do sklepu Pixela po inne wydania drukowanego magazynu.