Przeszedłem Fifę 17. No może niezupełnie, ale ukończyłem tryb kariery i postanowiłem podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami, które pojawiły się po tym, jak mój cyfrowy wirtuoz futbolu rzucił korki w kąt.

Na początek małe wyjaśnienie. Dlaczego piszę o Fifie 17, podczas gdy na rynku od dawna jest już jej następczyni, a już pojawiają się newsy dotyczące edycji z numerkiem „19”? Otóż niegdyś czułem potrzebę grania we wszystkie Fify, gdyż kolejne części się od siebie znacząco różniły. No i – co nawet ważniejsze – miałem więcej czasu. Teraz sytuacja z tytułami EA Sports wygląda mniej więcej tak:

Nie sięgam więc już do portfela co roku, ale za to zakupione edycje staram się wyciskać tak długo, aż sok z nich mi nie obrzydnie. Dlatego w Ffie 17 prowadziłem do sławy Aleksa Huntera, a potem postanowiłem sam zostać bogiem piłki kopanej. I to mi się udało. Mój zawodnik był tak wyjątkowy, że nawet karierę zakończył w sposób, w jaki nie dokonał tego nikt przed nim – w środku mistrzostw świata, zaraz po strzeleniu goli, które zapewniły Polsce wyjście z grupy. Właśnie ten tak durny, że aż śmieszny fakt, zainspirował mnie do napisania o kilku absurdach, każących podejrzewać, że w EA Sports mają testera-sabotażystę.

Nieoczekiwany koniec
Skoro zaczęliśmy od końca, to chwilę tu posiedźmy. Otóż Fifa 17 już na początku daje możliwość wyboru czy chce się kierować tylko karierą konkretnego zawodnika, czy też być menadżerem odpowiadającym także za transfery oraz taktykę. Jeśli zdecydujemy się na bramkę numer jeden, to w dowolnej chwili możemy ogłosić koniec zawodniczej kariery i przygodę z piłką kontynuować jako trener. I tu pojawia się pierwszy pewien zgrzyt. Otóż na wszystko mamy 15 sezonów i jeżeli przez cały ten czas jesteście zawodnikiem, to szkoleniowcem już nie zostaniecie. Po prostu po zakończeniu 15. rozgrywek dostaniecie informację, że zakończyliście karierę, wszystkim jest z tego powodu smutno i zrobiono na waszą cześć imprezę. Smutno może być jednak głównie wam, gdyż nie dość, że rozbrat z futbolem jest obligatoryjny, to jeszcze dla gry nie ma znaczenia, że zmiana kalendarza rozgrywkowego następuje w czasie mundialu, więc – tak jak mój wirtualny Bazyl – możecie skończyć grę w połowie drogi po upragnione trofeum.

Szczerze mówiąc, liczyłem na to, że po 15. sezonie jako zawodnik, będę mógł kolejne 15. pracować w roli trenera. Wydawało się to całkiem logiczne i tak też sugerowała instrukcja na początku zabawy, Niestety, rzeczywistość okazała się mniej łaskawa. Próbowałem nawet przechytrzyć grę i chwilę przed końcem finałowych rozgrywek zakończyłem zawodniczą karierę i zostałem szkoleniowce Portsmouth. Systemu jednak nie przechytrzyłem, gdyż gdy tylko ogłoszono koniec rozgrywek, także i moja trenerska przygoda została sfinalizowana. Dostałem wiadomość z gratulacjami i podziękowaniem za sukcesy, chociaż jako menażer nie zdążyłem rozegrać żadnego meczu.

Niewolnik kontraktowy
Nagły koniec kariery nie jest jednak jedynym problemem, gdyż także w jej trakcie można się kilka razy zdziwić. Na przykład kontrakty nigdy nie wygasają, a więc klub można zmienić tylko przez transfer lub wypożyczenie. U mnie objawiło się to tym, że szybko okazało się, że nie zagram w żadnym z moich ulubionych klubów, gdyż jestem dla nich za drogi. W prawdziwym świecie po zakończeniu obowiązującej umowy Cristino Ronaldo mógłby pójść grać w Izolatorze Boguchwała za najniższą krajową i nowe sznurowadła, jeśli tylko miałby taki kaprys (zakładam, że Izolator by nie protestował). W Fifie – jeśli nie zorientujecie się w porę – możecie zostać niewolnikami swojego zespołu a jeśli zechcecie zmienić otoczenie, to zgłoszą się po was tylko najbogatsze kluby świata oraz… Stoke, które według EA gdzieś około 2030 roku powinno wyrosnąć na drugą potęgę Anglii.

Jest to o tyle durne, że Fifa już po pierwszym uruchomieniu wyciąga od nas informację o naszej ulubionej drużynie. Całkiem logiczne byłoby więc, gdyby potem wykorzystała tę wiadomość, pozwalając nam do niej dołączyć. Tak jednak nie jest. Zapewne w EA uważają, że skoro ktoś deklaruje, że jest fanem Lecha, Celticu Glasgow lub Romy, to i tak po kryjomu ściska kciuki za Barcelonę bądź inny Bayern.

Gdzie moje puchary?
Także wyświetlane na koniec statystyki kariery nie prezentują się specjalnie okazale. Mamy informację o meczach, golach czy kartkach, ale wywalczone trofea ograniczają się do nieco tajemniczych pozycji typu „tytuł ligowy” czy „puchar kontynentalny”. Co z tego jest wygraną w pucharze Anglii, a co w pucharze ligi angielskiej bez przeglądania statystyk poszczególnych sezonów, trudno dociec

Brakuje choćby gablotki na puchary, która przecież pojawiała się już w Fifie 2005 i pozwalała sprawdzić, co możemy postawić sobie na wirtualnej szafie. Zawsze milej popatrzeć na coś takiego:

…niż długą litanię statystyk.

W pierwszym składzie bez zmian
Sporą głupotę zaserwowano także podczas samych meczów. Otóż nasz zawodnik nie może wejść na boisko z ławki – wychodzi w podstawowej jedenastce albo wcale. To o tyle dziwne, że przecież normą jest, że choćby młodych zawodników wypuszcza się na końcówki meczów, by pozwalać im się ogrywać. Zresztą wiedzieli o tym goście odpowiedzialni za tryb przedstawiający przygody Aleksa Huntera, więc nie była to wiedza niedostępna w szeregach EA Sports.

Nie są to jedyne, ale na pewno najbardziej frustrujące błędy trybu kariery w Ffie 17. Bolą one tym bardziej, że wydają się łatwe do uniknięcia i powstały zapewne na skutek zaniedbania, niewiedzy czy braku wyobraźni (co ty John, nikt nie będzie w to grał do końca…). Bez nich piłkarska przygoda od EA Sports byłaby jeszcze lepsza i bardziej wiarygodna. A z nimi? I tak nie jest całkiem dobrze. Gdyby nie to, nie rozegrałbym pełnych 15 sezonów, na które złożyło się ponad 900 meczów.

Czy w Fifie 18 pojawią się te same nonsensy? Jeśli przebrnęliście przez karierę, to dajcie znać.