Mało brakowało, a w ogóle nie napisałbym tych kilku zdań na temat weekendowej bety Fear the Wolves, ponieważ jej początki były straszne – nawet kilka minut wpatrywania się w ekran podczas matchmakingu, a później jeden wielki slideshow. Na szczęście na drugi dzień sytuacja uległa zmianie, na wszelki wypadek delikatnie zjechałem też z ustawieniami grafiki i w końcu mogłem zwiedzić pokaźnych rozmiarów zonę.
Jako fan postapokaliptycznych klimatów z łatwością odnalazłem się w tym świecie, który jest całkiem zróżnicowany. Niemniej jednak szybko można dostrzec powtarzalność rozkładu pomieszczeń i przedmiotów wewnątrz budynków, co oczywiście jest dosyć częstym problemem w grach. Ogólnie zona ma prawo się podobać i im bardziej ją poznajemy, tym staje się ona ciekawsza. Szkoda tylko, że nie wygląda jak na oficjalnych zrzutach ekranu:P
Ogólnie formułę Battle Royal potrafi wyrecytować teraz każdy, nawet wyrwany ze snu. Twórcy z Vostok Games nie próbują wymyślać koła od nowa, więc każdy kto chociaż raz grał np. w PUBG poczuje się jak w domu. W każdej rozegranej potyczce udział brało około 70 graczy i muszę przyznać, że tyle w zupełności wystarczyło – nie miałem poczucia, że muszę na złamanie karku lecieć i szukać broni, bo zaraz ktoś mnie dopadnie. Były sytuacje, kiedy po 30 sekundach ginąłem, ale taki jest urok BR. Można powiedzieć że momentami rozgrywka jest wręcz piknikowa i kilka razy naciąłem się na tym, że zamiast walczyć o przetrwanie oglądałem widoki. Oczywiście z każdym kolejnym obszarem obejmowanym zagrożeniem coraz trudniej było uniknąć konfrontacji. Fakt jednak, że w Fear the Wolves każdy skrawek mapy jest cały czas dostępny, a przeżycie w niektórych obszarach wymaga po prostu dobrego wyposażenia sprawiają, że liczba graczy nie spada za szybko.
Podoba mi się, że podczas gry czyha na nas wiele różnych zagrożeń. Oczywiście jednym z największych jest promieniowanie, ale natrafimy również na różnego rodzaju anomalie czy mutanty. Niestety, wilki przypominają wilkołaki z Pana Kleksa, czyli są sztuczne w opór. Za pierwszym razem kiedy napotkałem zwierzynę byłem wręcz zażenowany. W dodatku są dosyć silne i konfrontacja z nimi z reguły kończy się utratą sporej ilości energii lub śmiercią. Nie do końca mnie to przekonuje. Co ciekawe, wilka można zatłuc gołymi pięściami, ale już samochodem rozjechać się nie da – przynajmniej na takiego skurczybyka trafiłem:) Podobnych niedociągnięć jest sporo i nawet fakt, że w końcu jest to jeszcze wczesna wersja jakoś tym razem nie sprawia, że mam ochotę być mniej surowy w swojej ocenie. Kuleje właściwie wszystko, począwszy od sterowania, przez balans broni, a na grafice kończąc.
Świetnie za to sprawdza się system zmiany warunków pogodowych. O tym, jakie warunki wystąpią za chwile decydują gracze obserwujący potyczkę. I choć to niby mała rzecz, to uwierzcie mi że fajnie wpływa na rozgrywkę. W jednej chwili pada deszcze, za chwile nadchodzi gęsta mgła i widoczność zdecydowanie spada, a później wychodzi słońce i można odnieść wrażenie jakby natura budziła się do życia.
Zdecydowanie będę obserwował rozwój tej gry, bo z każdą rozegraną kolejką czułem, że coraz bardziej wsiąkam w ten świat, co może brzmieć nieco paradoksalnie biorąc pod uwagę moje narzekania. Nie mogę powiedzieć, aby na chwilę obecną to, co zobaczyłem zaspokoiło mój apetyt na BR w klimatach postapo. Liczne błędy i dające w kość problemy z optymalizacją nie pozwalają w pełni cieszyć się z pobytu w zonie. Jestem gotów stwierdzić, że jest źle i pomimo kilku mocnych potencjalnych atutów ta gra nie ma prawa odnieść sukcesu w tej formie. Co chyba martwi mnie jednak najbardziej, to że Vostok Games odpowiedzialny jest również za Survarium – grę w której pokładałem spore nadzieje i wielokrotnie do niej wracałem, ale nigdy na dłużej. Obawy o to, że mogą mieć problemy z dowiezieniem kolejnego tytuły są w takim razie jak najbardziej uzasadnione. Pożyjemy, zobaczymy.