Bawić ucząc i uczyć bawiąc – to cele gry edukacyjnej. Ta może bawić tylko internetowych szyderców, a uczy co najwyżej, jak marnować pieniądze podatnika. Ministerstwo Edukacji i Nauki prezentuje grę o papieżu-Polaku.

Nad pierwszą częścią serii „Godność, wolność, niepodległość” znęcałem się w Pixelu #56, narzekając na nudę i monotonię, archaiczne wykonanie, kuriozalne przerywniki zręcznościowe oraz brak jakichkolwiek walorów dydaktycznych. Autorzy (skądinąd poza ministerstwem nikt się pod grą nie podpisał) zapewne nie czytali tej recenzji, bo ich nowa produkcja nie tylko nie poprawia błędów poprzedniczki, ale – co wydawało się niemożliwe – jest jeszcze gorsza. I znów kosztowała podatników kilkaset tysięcy złotych.

Tematem gry jest papież-Polak, głównie zaś fakty z jego życia. Warto zwrócić uwagę, że – wbrew tytułowi – o „dziedzictwie kulturowym” Jana Pawła II, jego myśli i nauczaniu gracz z programu dowie się niewiele. Są za to kolejne moduły – „misje” dostępne z poziomu internetowej przeglądarki: „dzieciństwo Karola”, „szkolne lata Karola”, „zainteresowania Jana Pawła II”, „Karol Wojtyła – aktor i orator”, droga z Wadowic do Watykanu, pontyfikat, „papież w anegdocie” (od razu zdradzę, że nie ma żadnej zabawnej), pielgrzymki papieża do ojczyzny, przyjaciele papieża, Światowe Dni Młodzieży itp. I dopiero na szarym końcu coś, co można by od biedy uznać za próbę zmierzenia się z dziedzictwem papieża – spotkanie z jego twórczością.

W praktyce – ponieważ gra pozwala wykonywać „misje” dostosowane do wieku odbiorcy – najmłodsi mogą ubrać Lolka idącego do szkoły czy ułożyć puzzle przedstawiające dom rodzinny Karola Wojtyły. Starsi natomiast otrzymają serię testów, które będą rozwiązywać po prostu do skutku (nawet nie trzeba czytać dostępnych odpowiedzi, w razie pomyłki wystarczy klikać po kolei w każde okienko). A pytania są rozmaite i najczęściej mają niewielki lub nawet żaden związek z tematem misji: w sekcji o Światowych Dniach Młodzieży program testuje wiedzę dotyczącą m.in. historii Jasnej Góry i tego „co oznacza być dzieckiem Boga?”.

Brak w grze Ministerstwa Edukacji i Nauki jakichkolwiek elementów rywalizacji z komputerem lub innymi ludźmi, pracy w grupie, zdobywania punktów czy kompletowania trofeów. Nawet banalne „memory” zepsuto, nie dając graczom wyzwania w postaci choćby limitu ruchów!

Rażą też nudne i przydługie prezentacje przed każdą misją oraz wynikające z niechlujstwa autorów literówki czy potknięcia interpunkcyjne. Śmieszy również pisownia słów takich jak „Rodzina”, „Papież” czy „Ojczyzna” – zawsze wielką literą.

Na poziomie edukacyjnym widać natomiast problemy z dostosowaniem materiału do wieku ucznia: maluchy z klas 1-3 raczone są skierowanymi do dorosłego odbiorcy cytatami z Jana Pawła II i skomplikowaną terminologią czy np. szczegółowymi zasadami wyboru papieża podczas konklawe. Z kolei starszych zmęczy encyklopedyczna faktografia: daty, nazwiska, miejsca… Nawet jeśli uczeń zdoła zapamiętać, gdzie i kiedy odbyły się wszystkie Światowe Dni Młodzieży (po co miałby jednak to robić?), niewiele dowie się przecież o „dziedzictwie kulturowym” Jana Pawła II.

Zamiast dziedzictwa jest zresztą – znane w polskiej szkole od czasu gombrowiczowskiego „wielkim poetą był” i PRL-owskich akademii ku czci – budowanie pomnika papieża, posunięta do granic śmieszności hagiografia. „Od pierwszych dni nauki oceniany był bardzo wysoko przez nauczycieli”, „rodzina była dla Karola Wojtyły niezwykle ważna”, „otrzymał od Boga wyjątkowy talent do nauki języków”, „miał niezwykłe poczucie humoru”, „szczególnie ukochał młodzież” itd., itp. Skutek takiego prowadzenia narracji jest oczywisty dla wszystkich poza ministerialnymi urzędnikami.

Obawiam się zresztą, że beka, jaką będą cisnąć uczniowie – z gry, z nauczycieli, którzy ją uruchomią na lekcji, z ministerstwa, wreszcie: z samego, pokazanego w taki sposób papieża – jest nieuchronna. Ministerstwo i kuratoria na razie tylko zalecają wykorzystanie tej aplikacji „podczas zajęć poświęconych wartościom i autorytetom, np. w ramach godziny wychowawczej (…), na lekcjach języka polskiego, wiedzy o społeczeństwie, geografii, biologii czy religii”. Należy jednak wątpić, czy na zaleceniach się skończy – nowy minister edukacji już zapowiada, że papieża w programie nauczania będzie więcej. Podejrzewam więc, że gra może stać się elementem obowiązkowym w polskiej szkole.

Grać w „Dziedzictwo kulturowe Jana Pawła II” da się zresztą tylko pod przymusem i / lub dla beki. Co widzą wszyscy, którzy choć raz uruchomili prawdziwą grę edukacyjną. Ministerialni urzędnicy nie mają pojęcia, jakie możliwości niesie to medium, bez cienia zażenowania piszą więc, że „Nowatorska forma zabawy edukacyjnej wychodzi naprzeciw potrzebom młodego pokolenia i pozwala na przekazanie wiedzy w atrakcyjny sposób”.

Gra „Dziedzictwo kulturowe Jana Pawła II” wiele też mówi o tym, jak postrzegają naszą edukację ci, którzy mają ją kreować. Po pierwsze, w rządzących tkwi przekonanie – wywodzące się zapewne jeszcze z PRL-owskiej szkoły – że jeśli będziemy przekazywać drętwe laurki na cześć Lenina czy papieża, uczniowie bezkrytycznie przyjmą je za prawdę. Po drugie, jedyna słuszna metoda nauczania to zalać uczniów encyklopedyczną wiedzą (np. o drzewie genealogicznym Jana Pawła II), którą ci na pewno zapamiętają. Po trzecie, wystarczy wrzucić jakieś ruchome obrazki do komputera, pozwolić uczniom ułożyć na ekranie puzzle i rozwiązać test i od razu otrzymujemy „nowatorską formę zabawy edukacyjnej”, którą uczniowie się zachwycą (puzzle na ekranie! animowana prezentacja na komputerze!). Gra, nad którą się znęcam, jest oczywiście zabawna do bólu, ale Ministerstwo Edukacji, które tak widzi szkołę, to rzecz mało śmieszna.

A najgorsze, że gry wideo wspierające procesy uczenia to świetny temat i miejsce, w którym państwo – dzięki funduszom, jakimi dysponuje – może zdziałać wiele dobrego. Nasze – jeśli wierzyć prasowym doniesieniom, ogromnym skądinąd kosztem – potrafiło zrobić serię „Godność, wolność, niepodległość”. Wiele to mówi także o jakości tego państwa.