Istnieją takie gry, które chwytają za serce gracza już od pierwszego wejrzenia, zupełnie bezpardonowo. Tak się dzieje w przypadku gier fabularnych z widokiem w rzucie izometrycznym (przynajmniej w moim przypadku).

Disco Elysium, którego premierę zaplanowano na 15 października 2019 r. już na pierwszy rzut oka zachwyca dopracowaną, malowaną oprawą graficzną, światłem i cieniem oraz fabułą, która wrzuca nas w wir wydarzeń nadmorskiego miasteczka. Twórcy gry obiecują 24 unikalne umiejętności, różnorodne wyposażenie (od broni, po latarki i boomboxy) oraz sześć psychoaktywnych substancji (działających na naszego bohatera). Zapowiadają też rewolucję w kwestiach dialogowych i NPC-ach, których będziemy mogli napuszczać na siebie, zakochiwać się w nich. Miasto Revachol, będące areną tych wydarzeń, ma dać nam dużą swobodę eksploracji i samorozwoju (bądź rozboju). Słowem: śmierć, seks, podatki i disco!

Z dużym prawdopodobieństwem w roli detektywa rozwiązującego łamigłówki poukładane z morderstw. Jednak niekoniecznie, bo ma to być izometryczny, otwarty świat, w którym albo staniemy się wybawcą, albo kompletnym katastrofą dla istnień ludzkich zamieszkujących grę. Co samo w sobie brzmi odpowiednio zachęcająco. Studio ZA/UM odpowiedzialne za Disco Elysium może pochwalić się ciekawą genezą: założone dekadę temu jako stowarzyszenie artystów, pisarzy i aktywistów (oraz graczy w Dungeons & Dragons) pięć lat temu przekształciło się w grono developerów, pracujących nad własną grą. Premiera na GOG-u i Steamie już w połowie października.