Trzecia część Diablo, jeden z najbardziej wyczekiwanych sequeli w historii gier komputerowych i według wielu jeden z najbardziej rozczarowujących. Ja w tej kwestii zawsze szedłem pod prąd. Uważam, że może nie jest to rewolucja na miarę Diablo 2, ale gra ma swój urok, który sprawia, że z mniejszą, bądź większą regularnością wracam do niej. Ostatnio, zwykle na kilka tygodni wraz z premierą nowego sezonu.
Właśnie dziś około godziny 17.00 czasu europejskiego startuje już dwunasty. Gdyby ktoś nie był na czasie, przerwał lub zakończył rozgrywkę w okolicy lub nawet przed premierą dodatku Reaper of Souls, przypominam, że w sierpniu 2014 roku Blizzard wprowadził sezony rozgrywki. Polega to mniej więcej na tym, że na serwerach mamy globalny reset. Wszyscy graczę rozpoczynają zabawę od totalnego zera: od nowa tworzymy postacie, zdobywamy przedmioty, wbijamy osiągnięcia, wspinamy się po drabince rankingu. Oprócz tego mamy 9 poziomów zadań do wykonania, a ukończenia każdego z nich wiąże się z otrzymaniem nagrody. Zwykle jest do pierdółka w stylu bannera lub ramki z portretem, ale po ukończeniu czwartego skompletujemy pełen set dla swojej postaci, a ósmego otrzymamy dodatkową zakładkę na przedmioty w skrzyni.
Początek sezonu to doskonały moment na powrót do świata Diablo 3. Wszyscy startują od początku, a więc nie ma obaw, że trafi na mega-wymaksowane postacie anihilujące hordy wrogów zanim my zdążymy je zauważyć. Wbrew pozorom w grę dalej gra sporo ludzi, zatem nie ma obaw o brak współtowarzyszy. Naturalnie podstawowym celem dla każdego początkującego lub powracającego po długie przerwie gracza, będzie w pierwszej kolejności zdobycie gratisowego zestawu, a w tym sezonie mamy wybór między:
Barbarzyńca – Zew Nieśmiertelnego Króla
Krzyżowiec – Poszukiwaczka Światłości
Łowczyni demonów – Pomsta Natalii
Mnich – Fortel Uliany
Nekromanta – Awatar Trag’Oula
Szaman – Duch Arachyra
Czarownica – Wielkie Arkana Vyra
Pod każdy z wyżej wymienionych zestawów istnieją buildy, które zdecydowanie ułatwiają eksterminację wrogów – polecam serwis Icy Veins. To jak? Widzimy się dziś na battle.necie? Ja po powrocie z pracy odpalam laptopa i znikam. Nie wiem jeszcze tylko czy zacznę rozgrywkę Mnichem czy Łowczynią Demonów.
Aha, i jeszcze taka mała wskazówka, gdyby ktoś naprawdę długo nie grał (ale kiedyś tam ukończył grę). Zapomnijcie o trybie fabularnym, uruchomcie od razu tryb przygody.
Przegrałem w Diablo 3 godzinkę, byłem w jakimś zalanym mrokiem miasteczku, dalej nie chciało mi się przebijać, bo zaczął mnie boleć palec od klikania myszką. Czy tam dalej jest cokolwiek wciągającego? Kozackie lokacje? Opiszcie fenomen tego Zróbmy-tak-żeby-zarobić-Blizzardodzieła.
Tu nie ma co opisywać, to trzeba po prostu poczuć. Każdy gracz ma swoje tytuły lub całe serie, do których zawsze będzie czuł sentyment. Mnie nigdy nie kręcił Counter-Strike, czy Battlefield a Call of Duty skończył się w 2006 roku wraz z premierą trzeciej części. Co nie znaczy, że nie doceniam wkładu, jakie wniosły w historię i rozwój gier komputerowych. I nie nazywałbym Diablo „zróbmy-tak-żeby-zarobić-Blizzardodziełem”. Moim zdaniem ta etykietka bardziej pasuje do WoWa, bo model sprzedaży gry z miesięcznym abonamentem jest dla mnie fenomenem, którego po dziś dzień nie jestem w stanie zrozumieć. Ale to może ja jakiś dziwny jestem, bo jednak kilka czy kilkanaście milionów ludzi w to dalej gra.