Cobble Games wraz z Art Games Studio zapowiadają „krwisty hołd strzelankom pierwszoosobowym” i rozbudowanym modelem demolowania otoczenia, co w skrócie można przetłumaczyć na nostalgiczny powrót do Red Faction, zmiksowanym z XIII, przyprawiony sosem z Dooma (1993).

Jako bohatera dostajemy we władanie „lekko pokręconego i brutalnego najemnika nie z tego świata”, który preferuje rozwiązywanie problemów siłą, przemocą lub mikstura jednego z drugim, połączonym z wydzielaniem dużej ilości ołowiu z podręcznego arsenału. I ucieka z więzienia, gdzie wsadzili go… dłużnicy.

Ta uproszczona fabuła prowadzi do jednego wniosku: będziemy biegać, strzelać, niszczyć i prawdopodobnie dobrze się bawić. Według autorów – z Chains of Fury usunięto najbardziej frustrujący element FPS-ów lat 90. – bieganie od drzwi do drzwi i polowanie na kluczyki (ja tam lubię… włamywać się, IDCLIP i takie tam).

Chains of Fury ma działać na zasadzie „z buta i do przodu”, a jego twórcy obiecują opcję 80-procentowej destrukcji poziomów. W tych pozostałych 20 procentach mają być upchnięte znajdźki i sekrety. I choć Chains of Fury obiecuje też być „krwawą rozpierduchą”, to stoi to w opozycji do oprawy graficznej: komiksowej, narysowanej grubą kreską. Może to więc Chains of Furry? Zobaczymy. Wśród zapowiedzi gry wyróżniono także lokalny multiplayer na dzielonym ekranie, co brzmi smakowicie. Planowana data premiery to: „coming soon”.

Przypomniało mi się, że dano nie grałem w CyberMage…