W zaledwie dwa tygodnie.
Wygląda na to, że Valve mocno przeliczyło się przy projektowaniu Artifact – bardzo udana karcianka, o której pisaliśmy jakiś czas temu, że wzbudza kontrowersje swoim modelem monetyzacji i faktem, że nie posiada ani wewnętrznej waluty ani zbyt wielu sposobów na granie i pozyskiwanie kart bez płacenia, wyraźnie zawodzi. Valve zaprojektowało swoją grę tak, by wymiana kart bazowała na targowisku Steama, jednak wartość tej puli leci na głowę w zastraszającym tempie – najdroższa, Axe, kosztuje teraz o połowę mniej niż w okolicach premiery.
W Artifact praktycznie nie da się grać bez płacenia, co znacząco dystansuje grę od całej konkurencji – nawet konsekwentnie wygrywając mecze i turnieje nie jesteśmy w stanie „wyjść na plus”, bo nagrody, nawet te najwyższe, nie pozwalają na stworzenie finansowego bufora. Jednocześnie drastyczne różnice w projektach kart bohaterów znacząco zawężają możliwości budowania i projektowania talii, a w efekcie sprawiają, że istnieje bardzo wąski zakres działających archetypów.
Sytuacja karcianki to kolejny cios dla Valve, które nie ma najlepszego zakończenia roku – pierwsza od lat nowa gra okazuje się, mimo pozytywnych recenzji, wielkim zawodem. Czy oznacza to, że „ścisły związek Artifact z targowiskiem Steama” okaże się za jakiś czas nie tak ścisły? A może planowane na najbliższe dni dodatki – czat i możliwość komunikowania się z innymi graczami przez emotki na kartach okażą się czymś więcej niż płytkim, i potencjalnie wprowadzającym do gry toksyczność rozwiązaniem? Przekonamy się. Póki co ani Gwint ani Artifact nie wydają się być zdolne pokonać Hearthstone w walce o tytuł najlepszej karcianki na rynku.