Dokładnie 35 lat minęło od momentu premiery pierwszego modelu Amigi – oznaczonego symbolem 1000. To wydarzenie, poprzedzone długą historią jednego z najciekawszych amerykańskich startupów, którą spisał dla Pixela Tomek Marcinkowski: część 1, część 2, część 3, część 4, część 5, część 6, część 7, część 8, część 9 i część 10.
Oprócz gotowego materiał na 35-lecie Amigi mam dla was również kilka wypowiedzi użytkowników tej maszyny. Zadałem tylko jedno pytanie wśród znajomych, które brzmiało: Co zmieniło w twoim życiu zetknięcie z Amigą?
Oto jakie odpowiedzi udało mi się uzyskać:
Aceman: Myślę, że ukierunkowało całą dalszą hobbystyczną aktywność -> zainteresowanie komputerami z innej strony niż gry (obecne w domu C64 było dla mnie właściwie konsolą). Amiga otworzyła szeroko drzwi, za którymi czaiła się demoscena i Protracker 🙂
Kamil Gałczyński: Zetknięcie z Amigą było dla mnie czymś magicznym. Oszołomiła mnie swoimi możliwościami graficznymi i muzycznymi. Nie zapomnę pierwszego kontaktu z Lemingami na A600. Potem w pamięć wryła mi się muzyka tytułowa z Reach for the Skies (do dziś jest to jeden z moich ulubionych kawałków), a gdy w 1997 roku Amiga CD32 pojawiła się wreszcie w moim domu, nie mogłem spać przez całą noc. Poczułem, że wreszcie będę mógł zagrać w te wszystkie wspaniałe gry, których recenzje i opisy czytywałem sobie do poduszki w Computer Studio i Secret Service. Równocześnie zacząłem odkrywać tajniki systemu operacyjnego. To była fantastyczna zabawa, która trwa do dziś.
Marcin „hrw” Juszkiewicz: Amigę kupiłem dosyć późno, bo w 1996 roku. Nie ze względu na możliwości graficzne/muzyczne czy gry tylko że względu na system operacyjny. 1MB ram, dysk twardy i system z oknami i myszą. Alternatywą było 386 i Windows 3.11. System był wygodny, pozwalał na bardzo duże możliwości dopasowania go do swoich potrzeb. Te wszystkie łatki, poprawki, MultiCX i MCP… MUI pokazało że UI nie musi wszędzie wyglądać tak samo bez zmian kodu aplikacji. I społeczność. Ludzie którzy dłubią w sprzęcie bez przyszłości, rozbudowują go o co tylko się da by dopasować stary komputer do upływu czasu (PCI, USB, Internet).
Scena z ludźmi potrafiącymi dyskutować godzinami o tym kto lepiej przesuwa piksele po ekranie maszyn o których świat powoli zapomina. Wyciskającymi ostatnie poty po raz kolejny i kolejny. Po czym opisują to i publikują narzędzia by inni też się mogli pobawić. Myślę, że Amiga spowodowała że polubiłem dłubanie w systemie i dopasowywanie go do swoich potrzeb i preferencji. Niezależnie czy to jest Linux na desktopie czy Android na telefonie. Amiga dzisiaj to sentyment. Sprzęt którego nie chcę posiadać (jak i każdego innego retro) ale który śledzę co się tam jeszcze w środowisku czasem dzieje.
Marcin „Gumboy” Grąziowski: Zetknięcie z Amigą przede wszystkim pchnęło mnie w kierunku wykorzystania komputera do czegoś więcej niż granie. System operacyjny był mocno konfigurowalny i ustrukturyzowany na tyle, że zgłębianie jego tajników było samonakręcającym się mechanizmem. Literatury i prasy w Polsce w tym temacie nie brakowało (przynajmniej w tamtych czasach) a i społeczność była dosyć unikatowa. No i gdyby nie Amiga, prawdopodobnie nigdy bym się nie zetknął z Demosceną (a to jest temat na dłuuugą bajkę, która ciągle trwa :))
Robert Łapiński: Amigę 500 zobaczyłem po raz pierwszy w ełckim „salonie gier” prowadzonym przez pana Marka na przeciwko komisariatu Policji. To była kopiarnia gdzie można było pograć na czas i kupić piracki soft do Atari i Commodore. Na kolorowym ekranie monitora Commodore śmigało Red Sector Megademo. Dla mnie to był cios nokautujący. Patrząc na to z perspektywy czasu: Amiga pozwoliła mi sobie uświadomić, że można marzyć i nawet te marzenia spełniać. Przyjaciółka to bardzo trafna nazwa tego zjawiska.
Krzysztof “Fid” Orzędowski (prezes Cobble Games, zapalony amigowiec i capoeirista): Amiga a dokładnie gry na tę “konsolę” lat 9. na jest w dużej części odpowiedzialna za to, czym zarabiam na chleb – zawodowo tworzę gry. Oczywiście Amiga to nie jest “tylko” konsola, ale dla 10 latka dorastającego w małym miasteczku w województwie pomorskim liczyły się głównie gry. Dla Amigi nauczyłem się włamywać do pokoju rodziców by móc pograć w partyjkę Mortala. Rodzice w pewnym momencie stwierdzili, że gram na Amidze za dużo więc postanowili limitować mi te przyjemności. Nie powstrzymało mnie jednak ani zabieranie zasilacza, ani telewizora, ani jednostki centralnej, ani nawet zamykanie Amigi w osobnym pokoju. W pewnym momencie potrafiłem demontować cały zestaw w 3 minuty wraz z ukryciem go tam, gdzie był schowany przez rodziców. To po części nauczyło mnie braku poszanowania do głupich zasad.
Nie mówię tu o łamaniu prawa, ale to potem przełożyło się u mnie na braku poszanowania do samozwańczych autorytetów. Wolałem merytokratyczne podejście z demosceny – na szacunek należy zapracować czynami a nie podejściem “bo ponieważ”. Kiedy byłem w podstawówce to miałem w głowie tylko gry na Amidze. Owszem – widziałem jak moi starsi koledzy “robili rzeczy” na A4000. Ja byłem niestety za głupi wtedy. Moja rodzina nie miała wtedy też za dużo pieniędzy. Nie stać nas było na A1200 czy rzeczoną A4000. Nawet zdobycie dysku twardego czy karty turbo nie było osiągalne. Dopiero teraz odkrywam ten komputer na nowo, tak samo jak ja odkrywam na nowo sam siebie. To trwa od 2014 roku kiedy “rzuciłem korpo” po 8 latach pracy w dziale IT i poszedłem ścieżką tworzenia gier. W pierwszej pracy przy grach poznałem wielu ultra ciekawych ludzi. Jednym z nich był Skipp czyli Przemek Tkaczyk. Skip wraz z Remem i Maveyem tworzyli demoscenową grupę Potion. Nie znam bardziej zakręconego na punkcie Amigi człowieka niż Skipp. Jego dom to jedna wielka świątynia Amigi. No i ten człowiek powiedział, że mi ofiaruje w prezencie Amigę. Nie całą – dał mi jej serce – dostałem od niego płytę główną do A1200.
To też zapoczątkowało moja przygodę z kompletowaniem całego komputera i dogłębną naukę jak jest Amiga zbudowana. Zapragnąłem też robić na niej coś więcej niż tylko grać. Moja praca po części mnie do tego motywuje. Tworzenie gier wymaga byśmy znali ich historię. Choćby dlatego by czy czerpać inspirację z tamtych lat i nie wymyślać koła na nowo. Amiga systemowo się nie rozwija, ale sprzętowo nadal jest to pod wieloma względami bardzo progresywny komputer. Do dziś tworzone są do niego rozszerzenia. Kwitnie też retro gamedev i demoscena. Amiga to dla mnie też i głównie ludzie, których łączy wspólna pasja do tego komputera. Amiga oznacza przyjaciółkę. Na mojej drodze poznałem wielu Amigos i Amigas. Różnimy się w wielu sprawach światopoglądowych, jedni są właścicielami firm, inni pracownikami naukowymi, jeszcze inni przysłowiowymi “pracownikami biedronki”. Kiedy rozmawiamy o Amidze to jesteśmy równi. Co roku spotykam ich na Pixel Heaven. Spotkajmy się tam też, przyjacielu.
Artur „Amst” Muszyński: Amigę pierwszy raz zobaczyłem na giełdzie w Abakusie. Można to nazwać zetknięciem się 🙂 Co to zmieniło w moim życiu? Tyle, co widok posiadłości celebryty, willi z basenem i zaparkowanym Porsche 🙂 Gumiaka miałem… mieliśmy, wspólnie z braćmi i to była nasza radość i kolejne komputerowe stopnie wtajemniczenia. Pożądanie było od samego początku, a to tego MOK miał wcześniej i już nie mogło być inaczej, tylko po prostu musiała być i już. Więc była. Potem zastąpiła ją następna i jeszcze następna. Amiga to nie tylko komputer wyprzedzający epokę. To był styl życia. Pretekst cotygodniowych wizyt na giełdzie i pogiełdowych spotkań kolegów z obowiązkowymi przeglądami świeżych dem i odsłuchami modułów. Pamiętne wyjazdy na copy-party. Amigowo-zakrapiane imprezy u znajomych amigowców. Kombinowanie kasy na rozszerzenia i karty. Dysputy o wyższości Amigi nad Atari i pecetem. Pierwszy dostęp do Internetu i pierwsze tematyczne listy mailingowe, na których można było się wykazać albo pomądrzyć 🙂 Namiętnie pochłaniane magazyny amigowe. W końcu własne skromne teksty w Amigowcu i Magazynie Amiga. A po latach… nostalgia, dzielenie się pasją z dziećmi, spontaniczne acz rzadkie retrospotkania z dawnymi znajomymi przy piwku i coroczne wypady na Pixel Heaven.
Marcin „Gorzyga” Gorzycki: Cóż, dużo raczej nie mogę napisać – dzięki Amidze poznałem Demoscenę, dzięki której poznałem interesujących ludzi. Do tego „amigowanie” było moim młodzieńczym hobby. W zasadzie tylko tyle.
Norby: Dziękuję za to pytanie, które wbrew pozorom wcale nie jest takie banalne. Były w moim życiu dwa takie przełomowe wydarzenia, które bez wątpienia zaważyły na całym moim dorosłym życiu. Pierwsze, to oczywiście spotkanie swojej drugiej przyszłej połowy i towarzyszki na całe życie. A drugie, to właśnie zakup komputera Amiga i wejście na Demoscenę, gdzie poznałem tylu wspaniałych znajomych, bez których moje życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Chociaż scenę obserwowałem już z pokładu ZX Spectrum, to jednak dopiero na Amidze miałem możliwość i ogromna przyjemność zakosztować życia prawdziwego Scenowca.
Kontakty i przyjaźnie tam zawarte przetrwały do dziś, a doświadczenia zdobyte podczas swappowania przydały się później choćby w prowadzeniu własnego sklepu. To na Amigowym Party w grudniu 1994 roku po raz pierwszy zobaczyłem PlayStation w akcji, co ukierunkowało mnie w dalszych pasjach i zainteresowaniach. I to na Amigowej Scenie budowały się podwaliny miesięcznika PSX Extreme, z którym współpracuję nieustannie od 1997 roku, a pisać teksty zaczynałem przecież właśnie na Amidze, pod okiem Liftera w magazynie Fat Agnus. Na Amidze po raz pierwszy odkryłem Internet i przy Amidze dorastałem. Strasznie przeżyłem przesiadkę na PC i jeszcze długo po jego zakupie tęskniłem za starym, dobrym Workbench-em i prawdziwym multi-taskiem.
A dzisiaj? Dzisiaj Amiga odżyła dla mnie ponownie dzięki Facebookowi i nawiązaniu kontaktów ze starymi znajomymi. Znowu wspólnie oglądamy demka online i wspominamy starych kumpli, wspólne wyjazdy i pracę nad demkami. Planujemy oczywiście spotkanie na Pixel Heaven, na które zapraszam wszystkich Amigowców. Amiga Rulez!
Arti: To co powiem, będzie dla wielu pewnie znajome i oczywiste ale Amiga wyrobiła we mnie manierę kombinowania oraz upór i chęć do rozwiązywania problemów – to raz. Ale również radzenia sobie z ww. problemami w sposób niekonwencjonalny, nieszablonowy, co bardzo przydaje się w moim życiu zawodowym. Jeśli już mowa o pracy – to właśnie wszechstronność Amigi i jej systemu sprawiła, że karierę rozpocząłem od grafiki – te setki godzin spędzonych z Deluxe Paintem i Realem3D 1.4! (chociaż, w sumie lwia część z tych godzin, to moja biedna CDTV dniami i nocami licząca animacje) by później w miarę płynnie przejść do programowania. Druga sprawa, to środowisko – dzięki Amidze poznałem wielu wartościowych ludzi. Niektórzy z nich, to dziś bardzo dobrzy znajomi i przyjaciele oraz także – członkowie mojej rodziny.
Pepson: Jako że sam zarobiłem na swoją Amigę, nikt mi nie zabraniał ani niczego nie nakazywał, więc mogłem giercować, do oporu, lecz ileż można. W końcu dzięki ogłoszeniom w prasie i poczcie polskiej poznałem co to jest Amigowa Scena. Scena to dema i wyjazdy na party. Każdy wyjazd z miasteczka nad Bugiem to nowi koledzy z innych części Polski. Na typowym party komputerowe w latach 90. można było spotkać różne odmiany ludzi. Ludzi których telewizja jeszcze wówczas nie pokazywała, a na party oni już byli, a co ciekawe często okazywali się twoimi znajomymi z korespondencji listowej, internetów jeszcze nie było. Nowi koledzy to nowe informacje, nowe podejście do komputera i bez przesady mogę powiedzieć, że komputer Amiga poszerzenie w moim życiu horyzonty artystyczne, techniczne na wiele lata. Nawet do dziś choć minęło już blisko 30 lat od kiedy w moim domu pierwszy raz zazgrzytała stacja dysków Amigi.
Wojciech „Mycyr” Nowak: Wszystko! Zmienił się po prostu mój sposób postrzegania Świata i funkcjonowania w nim. Aby być szczerym muszę jednak zaznaczyć, że dla mnie Amiga oznacza przede wszystkim demoscenę tego komputera. Kluczem do wszystkiego był jednak komputer, który w zapóźnionej technologicznie Polsce pierwszej połowy lat 90. wydawał się szczytowym osiągnięciem techniki. Owszem, gdzieś tam daleko, na odległym i bogatym do obrzydliwości, jeszcze mitycznym, Zachodzie technologia pędziła do przodu, ale w Polsce? W Polsce gdzie posiadanie komputera klasy 286 z Herculesem na pokładzie i pc speakerem pozwalało uzyskać plus pięć punktów do szacunku pod trzepakiem, Amiga z jej możliwościami graficznymi i dźwiękowymi była jak z innego wymiaru. Najistotniejsza okazała się jednak fascynacja samą technologią i próba jej okiełznania. Szukanie nowych, nietypowych rozwiązań, konieczność poradzenia sobie bez literatury, tutoriali i filmów na YT, które prowadzą za rękę. Dostawałeś na dyskietce nowy program i wyzwaniem było nie tylko odkrycie jak się go obsługuje, często wyzwaniem była konieczność odkrycia do czego w ogóle służy… Bez Amigi, jej Świata, Ludzi z nią związanych, nie byłoby mnie takiego jakim dziś jestem!
Jeśli chcielibyście, by wasze wspomnienia również trafiły do tego materiału – odpowiedni adres e-mail znajdziecie na głównej stronie Pixelpost.pl. Chętnie przygarniemy wasze opowieści. Wraz ze zdjęciami.