Zrealizowany przez Brytyjczyków jest gorzki, jak historia, którą opowiada, choć w paru momentach nie da się powstrzymać od śmiechu. Przy czym w odróżnieniu od historycznej „Bitwy o Anglię” została opowiedziana nie z perspektywy strategicznej, ale z poziomu losów uczestników walk, dzięki czemu wojna zyskała ludzki wymiar.
Oczywiście są widowiskowe walki powietrzne, jest śmierć, która pojawia się nagle, ale mimo wszystko „303” to opowieść o uczuciach i dlatego dobrze się ją ogląda. Na pierwszy plan wysuwa się… niezrozumienie. Ma ono wiele poziomów. Pierwszy wynika z mentalności. Polscy piloci aż się gotują, że zamiast dostać samoloty i prać szkopów muszą brać udział w nudnych szkoleniach i poznawaniu procedur. Brali udział w dwóch wojnach i wiedzą, jak walczyć z Niemcami! Dlatego wściekają się na sztywniactwo Anglików. Ci z kolei widzą w nich narwańców, którzy w ciągu dwóch lat przegrali z Niemcami dwie wojny. Gdyby nie duże straty w angielskich dywizjonach, za nic nie oddaliby przybyszom ich cennego sprzętu. To podejście jednak ewoluuje. Z jednej strony Polscy przyjmują angielskie podejście do prowadzenia walki, z drugiej brytyjskie dowództwo (w tym bezpośredni dowódca dywizjonu Kanadyjczyk „Kentowski”) zmienia opinię o polskich sojusznikach.
Do konfliktów prowadzą również nieporozumienia językowe (pyszna scena badania wzroku) i towarzyskie. W tym drugim przypadku Polscy wychodzą na szarmanckich rycerzy, podczas gdy Anglicy zostają w roli sztywniaków macho. Gdyby to był film polski, odebrałbym takie podejście jako bezczelne samochwalstwo.
Pojawia się także znacznie głębsze niezrozumienie roli, w jakiej pojawili się Polacy na angielskim niebie. Dla Anglików są bohaterami walczącymi o ich wolność. Polacy po pierwsze nie uważają się za bohaterów. Po drugie dla nich to kontynuacja wojny rozpoczętej we wrześniu 1939 roku i walka przeciw Niemcom za wolną Polskę. Tym bardziej gorzką wymowę ma zakończenie filmu. Anglicy nie mają świadomości, co przeżywają polscy piloci, których bliscy żyją (lub zginęli) w okupowanej Polsce. Z drugiej strony polscy piloci żyjący w trakcie bitwy o Anglię w rytmie kolejnych alarmów bojowych też w pewnym momencie uświadamiają sobie, że życie zwykłych Brytyjczyków, choć wolne od okupacji, też nie jest wolne od trosk.
Nie jestem znawcą bitwy o Anglię, ale i tak dostrzegłem parę różnic parę różnic w stosunku do historii, choć film jest na faktach. Mój sprzeciw wzbudziło wprowadzenie fikcyjnej postaci Gabriela Horodyszcza, który w zamyśle miał oddawać hołd bezimiennym polskim lotnikom przywiązanym do Boga i Ojczyzny. Najdelikatniej mówiąc, to się nie udało. Jednak nie tylko dlatego nie należy traktować „303” jako encyklopedii historii bitwy o Anglię. Widz dostaje jednak sprawnie zrealizowany film, które uczciwie pokazuje dokonania polskich pilotów w decydujących dniach walk mającej być przygotowaniem operacji „Seelöwe”. Przypomina przy okazji, że bohaterowie wojny są zupełnie inni niż bohaterowie pokoju, o czym w brytyjskiej historii tamtych czasów najboleśniej przekonał się Winston Churchill.