Dam sobie rękę uciąć, że do dziś są tacy, którzy na hasło Contra momentalnie sięgają pamięcią do godzin spędzonych przy Pegasusie. Chybanie spodoba im się nowa odsłona serii…

Sam zaliczam się w poczet tychże – ciąłem w Contrę na naszej podróbce NES-a jak dziki. Kiedyś nawet umiałem przejść całość na trzech życiach ale to było milion szarych komórek temu. Podejrzewam, że dziś taka próba skończyłaby się sromotną porażką. Śledziłem później koleje losu tej serii gier i muszę wam powiedzieć, że są one co najmniej ciekawe. Można to określić jako wzloty i upadki (przynajmniej z mojej perspektywy) – na każdą dobrze przyjętą grę z serii dostawaliśmy coś co odrzucało fanów. To niekoniecznie oznaczało, że gry odbiegające od tego co znamy jako tradycyjną formułę serii były złe. Jednak w przypadku takiej gry jak Contra nie są potrzebne specjalne innowacje czy eksperymenty. Jasne, można zmienić parę mechanik czy dodać to i owo, ale radykalne zmiany? Lepsze jest często wrogiem dobrego 😉 Wystarczy sięgnąć do takich tytułów jak Contra ReBirth czy Contra 4 by zobaczyć jak mogą wyglądać w miarę współczesne tytuły z serii.

Teraz, dla porównania, zobaczcie gameplay z nadchodzącego Contra: Rogue Corps:

Mam ważne pytanie – czy to wygląda wam jak Contra? Bo dla mnie – wcale. Wiem, że w Contrze pojawiały się dziwne postacie do grania czy odejście od modelu gry w 2D. Plusem jest oczywiście kanapowy, 4-osobowy co-op – im więcej tego tym lepiej! Tylko Contra nie kojarzy mi się wcale z kolorowym twin-stick shooterem, gdzie jednym z bohaterów do wyboru jest panda. Jakoś mi to zgrzyta i to bardzo. Do tego dodajmy dosyć marną oprawę wizualną i wszechobecne wesołe kolorki. Może dziś mam jakiś dzień narzekania, ale to serio nie zapowiada się najlepiej.

Ponownie dla porównania – krótki trailer do Blazing Chrome:

Nie wiem jak wy, ale ja czuję różnicę. Powiem wręcz: tak Blazing Chrome versus Contra: Corps – do przerwy jeden zero na korzyść tego pierwszego. Oczywiście wiem, że ta druga jeszcze nie wyszła, ale filmik nie napawa mnie optymizmem. A wy jak myślicie? Konami dobrze robi zmieniając tradycyjną formułę serii?